Zostało mało czasu!
0
0
dni
0
0
godzin
0
0
minut
0
0
sekund
Spraw bliskim radość
zanim będzie za późno!
Kup prezent
Zamknij
Ostatnio jak ognia unikam zaglądania na strony z wiadomościami i oglądania telewizyjnych relacji. Naprawdę – wolę nawet te niedopracowane wpisy o występach dzieci, gdzie każde przedstawienie jest „niezwykłe”, „wyjątkowe”, a atmosfera zawsze „cudowna”, niż kolejne „tragedie”, „zamachy” czy „afery”. Wiem, wiem – nieprofesjonalnie. Bo jak to tak, żyć i jednocześnie nie wiedzieć, co się w świecie dzieje?
Listopad to najlepszy miesiąc, by zacząć się rozliczać. W październiku jeszcze nie warto, bo za dużo słońca, za dużo kolorów i za blisko wakacji. W grudniu mamy już świąteczny czas, więc nie warto. Listopad jest na to idealny. Tym bardziej, że zostaje nam jeszcze kilka dni na poprawę. Trzydziestu kilogramów co prawda nie zdążymy schudnąć ani nauczyć się marokańskiego dialektu języka arabskiego, ale powinniśmy dać radę jeść zdrowsze potrawy raz w tygodniu do końca roku. Ogarnąć podstawy śląskiej gwary też powinno się udać.
Palenie zniczy, odwiedzanie cmentarzy, wspominanie tych, którzy odeszli – zawsze wydawało mi się bardzo oczywiste. Coś, o czym wiedzą wszyscy, obchodzą wszyscy. Byłam przekonana, że 1 listopada wygląda tak samo wszędzie – że w każdym kraju ludzie idą na cmentarz, pochylają się nad grobami, milkną na chwilę.
Wiadomo – jak my byliśmy młodsi, to było lepiej. Zawsze było lepiej. Przynajmniej we wspomnieniach. Kiedyś zmiany następowały powoli, niemal niezauważalnie. Dziś wszystko pędzi, zmienia się, aktualizuje w biegu. Może dlatego tak łatwo zgubić sens słów, które kiedyś coś znaczyły.
Jesień dopadła nas w tym roku wyjątkowo szybko. Niby jeszcze liście nie zaczęły spadać z drzew, a zimno się zrobiło. Susza i chłodne noce sprawiły, że grzyby przestały rosnąć. A potem jeszcze deszczowe chmury zagoniły prawie każdego „normalnego człowieka” do domu.
Wrzesień zawsze wraca jak rana. Miesiąc, w którym Polska runęła w ogień wojny. Rodziny się rozpadały, bliscy znikali bez śladu, ginęła wiara, że człowiek może być dobry dla człowieka.
Początek roku szkolnego to idealny czas na składanie obietnic. Uczniowie czynią to z wiarą, że wszystko będzie przebiegać idealnie, że można uczyć się każdego dnia, da się mieć stuprocentową frekwencję, dostawać same szóstki, nie nakłaniać rodziców do wypisywania kolejnego usprawiedliwienia. Ba, nawet są tacy optymiści, którzy zakładają, że da się pokochać znienawidzoną chemię, historię, a nawet (o zgrozo!) matematykę. Poważnie – są tacy.
„Wakacje są po to, żeby się nudzić” – to zdanie wypowiedział mój małoletni znajomy zaraz po tym, jak usłyszał tyradę na temat pokolenia „płatków śniegu”. No wiecie – tych młodych, co tylko siedzą w telefonach, a jak ktoś na nich spojrzy krzywo, to już trauma na całe życie i wizyta u psychologa.
Za nami kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Kiedyś przez przypadek znalazłam się w stolicy 1 sierpnia. Było to w czasach słusznie minionych, kiedy z pewnego rodzaju wstydem traktowano godzinę „W”. Co prawda nie zakazywano obchodów, ale nie nagłaśniano ich specjalnie. I wtedy zobaczyłam, jak wiele ludzi nagle staje, ci w samochodach włączają klaksony. I wtedy poczułam się częścią historii miasta i jego mieszkańców.
Lato to pora, kiedy człowiek ma ochotę mordować. Tak przynajmniej wynika z sondaży, które przeprowadziłam wśród znajomych. Danych o badaniach amerykańskich naukowców nie szukałam, ale skoro kiedyś analizowali wpływ helu na zachowanie krokodyli albo opracowywali metody identyfikacji osób o skłonnościach narcystycznych poprzez badanie ich brwi, to bardzo prawdopodobne, że pomyśleli o sprawdzeniu chęci mordu latem.
Chciałam napisać wakacyjny felieton. Taki lekki, z humorem, idealnie nadający się na początek lata, kiedy jeszcze mało osób zdążyło pochwalić się wakacyjnymi zdjęciami spod egipskich piramid, z drinkiem z parasolką czy na leżaku pod palmą.
2360 - ta liczba mnie przeraziła. Tyle młodych osób w ubiegłym roku próbowało odebrać sobie życie. Najmłodsze dziecko miało zaledwie siedem lat. Gdy siedziałam w Mochowie na spotkaniu z sędzią Anną Marią Wesołowską, te dane mnie przytłoczyły. Podobnie jak informacja, że tysiące młodych ludzi dokonuje samookaleczeń – niekiedy po to, by poczuć ulgę, a czasem po prostu, by w ogóle coś poczuć.
Tenis to piękny sport. Elitarny - można powiedzieć. Od kilku ładnych sezonów jako naród awansowaliśmy do grona tych, którzy wiedzą o nim wszystko. Oczywiście spośród innych narodów to my się na nim najlepiej znamy.
Mamom, tatom i dzieciom, bez względu na wiek, kolor włosów czy nawet na to, na kogo głosowali w wyborach na prezydenta, życzę, by jak najczęściej znajdowali powody, by poczuć się szczęśliwymi i wierzyli, że wszystko, nawet świętowanie, da się przeżyć z uśmiechem
Kiedy miałam sześć lat, chciałam być strażakiem. Poważnie. Mieć hełm, wóz na sygnale, być tą osobą, która wbiega w chaos, kiedy inni uciekają. Żadnej wielkiej idei – po prostu przedszkolna fascynacja.