Zamknij

Nieidealna Wielkanoc, czyli jak zaakceptować chaos i być razem

14:30, 15.04.2025 Aktualizacja: 14:41, 15.04.2025
Skomentuj

 

 

Święta mają to do siebie, że wszyscy udają – stwierdził jeden z moich znajomych, który nadal nie może przekonać się do tego, że święta można po prostu polubić. Jakoś nie wierzy mi na słowo honoru, że żurek (a tym bardziej bez białej kiełbasy, której jako wegetarianka od lat nie dodaję) daje się zjeść z uśmiechem na twarzy. Nie odpowiada mu też suto zastawiony stół z tymi wszystkimi, zgromadzonymi przez lata, ozdobami – bo to podobno relikt przeszłości, a dziś przecież króluje minimalizm. Nie ma też ochoty słuchać, jak cioteczna babka ze strony szwagra żony opowiada po raz setny, że jej syn, który w Irlandii mieszka, w Wielką Sobotę urządza „pogrzeb śledzia” – obijając kijami i pałkami rybę, a następnie wrzucając ją do rzeki. Bo ponoć u nich taka tradycja jest.

Nie podoba mu się też, że dzieciaki dostają prezenty i szukają jajek. To ostatnie to już zupełnie z czystej zazdrości – bo on nie dostawał, a jajek czekoladowych wtedy nie było. Ogólnie to chyba lubi jeszcze bardziej narzekać i marudzić niż ja. I ma zdecydowane uczulenie na świąteczne obrazki z katalogu – radosną, rozgadaną, ciepłą rodzinną atmosferę. Bo się, oczywiście, kompletnie nie zna.

Nie twierdzę, że każda świąteczna chwila to metafizyka i katharsis. Że będzie idealnie i cudownie. Wszyscy szczęśliwi i pogodzeni ze sobą. Czasem święta to po prostu długi weekend z dodatkiem mazurka (albo sernika) i rozmowami, które człowiek zna na pamięć. Ale coś w tym jest, że nawet te przewidywalne rozmowy – o pogodzie, inflacji i pogrzebie śledzia – stają się z czasem dziwnie kojące. Nawet jak ktoś nagle wyskoczy z polityką, co jest przecież oczywiste, bo znów mamy kolejne wybory – to przecież wiemy, kto to zrobi i z jaką zaciekłością będzie bronił swoich racji. I pewnie po raz kolejny samoistnie otworzy nam się nóż w kieszeni, ewentualnie w torebce, bo może się okazać, że w sukience kieszeni nie ma – ale to w jakiś sposób też już jest znane i oswojone.

Może to właśnie ta regularność daje nam złudzenie, że świat nie zwariował do końca. A nawet jeśli trochę zwariował, to przynajmniej wiadomo, że na stole będzie sałatka jarzynowa – czasem nawet w trzech odmianach, bo ciocia Kasia nie lubi kukurydzy, wujek Zenek się odchudza, więc nie je majonezu, a Jasiek musi mieć każdy składnik osobno, a nie wymieszane.

Może święta naprawdę są trochę o udawaniu. Udajemy, że nie wiemy, co będzie na stole, że nas jeszcze bawi ta sama opowieść, że nie słyszeliśmy nigdy wcześniej o irlandzkim śledziu, że zachwycamy się dziecięcymi malunkami na pisankach. Ale może właśnie w tym udawaniu kryje się coś prawdziwego – potrzeba bycia razem, mimo wszystko. I swego rodzaju tęsknota za tymi, którzy już nam nic nie opowiedzą, nie pochwalą zakalca w babce ani nie stwierdzą, że to były „idealne święta”. I chociaż mój znajomy twierdzi, że żadnego „odradzania się” w tych świętach nie widzi, to ja myślę, że właśnie w tej powtarzalności – tych samych sałatkach, kłótniach, opowieściach i dekoracjach – tkwi nasz mały restart. Taki niepozorny, domowy.

Wielkanoc, jakby nie patrzeć, to święto nowego początku. A początki bywają pokraczne. Wstajemy – z kanapy, z letargu, z braku motywacji – i próbujemy jeszcze raz. Z różnym skutkiem. Ale liczy się intencja. Nawet jeśli nasze „zmartwychwstanie” przypomina bardziej niezdarną próbę podniesienia się z fotela po trzecim kawałku ciasta czy kolejnej dokładce wędzonej przez pana Jarka, najlepszej na świecie, szynki. Może nie trzeba od razu całej rewolucji. Może wystarczy trochę przewietrzyć głowę, powiedzieć sobie: „Dobra, nie jestem idealny, ale od dziś trochę mniej się czepiam”, albo: „Spróbuję zjeść ten żurek i nawet się uśmiechnę, choćby na przekór sobie”.

W końcu Wielkanoc to nie tylko opowieść o cudzie, który wydarzył się kiedyś. To też przypomnienie, że czasem warto dać sobie szansę. Od nowa. Na własnych warunkach. Nawet jeśli to oznacza wybaczenie zięciowi ciągłego korzystania z komórki, a szwagrowi bredzenia o politykach. A może właśnie dlatego.

Z okazji Świąt życzę wszystkim – i sobie – niekoniecznie świąt idealnych. Ale takich, w których da się przymknąć oko na chaos, uśmiechnąć się do znajomego absurdu i choć przez chwilę poczuć, że właśnie to „udawanie” jest całkiem autentyczne. 

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%