Chciałam napisać wakacyjny felieton. Taki lekki, z humorem, idealnie nadający się na początek lata, kiedy jeszcze mało osób zdążyło pochwalić się wakacyjnymi zdjęciami spod egipskich piramid, z drinkiem z parasolką czy na leżaku pod palmą. Próbowałam go ugryźć z różnych stron. Zaczęłam od błyskotliwych uwag na temat nieszczęścia, jakie spadło na dzieci i młodzież, których na dwa bardzo długie miesiące wyganiano ze szkół, zakazano siedzieć w ławkach i w spokoju przewijać kolejne wiadomości, znaczy się: uczyć się. Podobno w przyszłym roku ma być jeszcze gorzej. Plotki już krążą, że w ramach troski o rozwój psychospołeczny, fizyczny i kontakt z naturą, podczas wakacji będą wyłączać dzieciom dostęp do sieci. Początkowo na 15 minut dziennie, ale z każdym kolejnym dniem ten czas ma być wydłużany, aż do końca sierpnia, gdy młodzież będzie w stanie przetrwać całe popołudnie bez memów, TikToka i aplikacji do liczenia kroków. Miałam napisać o czarnych wizjach, jak to będzie strasznie. Ale zaniechałam. Po co ludzi, jakby nie patrzeć, dzieci też ludzie, denerwować.
Zatem postanowiłam skupić się na rodzicach. Pokolenie starsze, bardziej w bojach zaprawione, więc już łatwiej radzi sobie ze stresem. I zaczęłam pisać o tym, jakie „klawe życie” ma taki rodzic na wakacjach. Dwa cudowne miesiące przed nimi – kombinowania komu upchnąć dzieci. Dziadkowie może dadzą radę przez dwa tygodnie. Ciotka Kasia zapowiedziała już rok temu i na początku czerwca groźbę powtórzyła, że za żadne pieniądze, wycieczki ani nawet tuzin tortów z ulubionej cukierni małolatów do siebie nie weźmie. Nie po tym, jak w ubiegłym roku co godzinę musiała sprawdzać, czy nie umarli, siedząc zahipnotyzowani przed ekranami telefonów. W tym roku bierze czeredę brata lub siostry. Ci przynajmniej okno wybiją piłką. I w tym momencie żal mi się rodziców zrobiło. Współczucie zalało mnie jak, nie przymierzając, fale na plaży w Stegnie podczas sztormu. W sumie co mi zawinili rodzice, którzy ze wszech miar starają się zapewnić opiekę nad małolatami? Nic! Więc dałam spokój rodzicom.
Przerzuciłam się na singli. Oni przecież w życiu mają fajnie. Muszą się martwić wyłącznie o własne rozrywki. Wybrać wycieczkę śladem luksusowych europejskich hoteli czy może obóz przetrwania w amazońskiej dżungli? To są dylematy. Zero grafiku, zero trzypoziomowej logistyki. Nic, tylko żyć! Tyle że oni na wakacje trafiają w okolicach listopada, bo raz – że taniej, a dwa – że dzieci nie mają, więc w lipcu czy sierpniu mogą chodzić do pracy, bo ktoś jednak musi. Także pomyślałam, że zdecydowanie mój felieton by ich nie zainteresował.
Myślałam jeszcze, żeby skupić się na seniorach, którzy zakończyli rok akademicki, zawiesili na haku zajęcia wszelakie i odpoczywają. Ale wtedy przed oczami stanęły mi przetwory. Setki słoików wypełnionych owocami, warzywami i innymi dobrymi rzeczami, które przecież ktoś musi zerwać, przynieść, umyć, obrać, pokroić, poukładać, pogotować... Nie! Zdecydowanie nie będę dręczyć seniorów.
I wtedy zrozumiałam jedno: ten felieton nie jest o dzieciach. Ani o rodzicach. Ani o singlach. Ani o seniorach. On jest o tym, że każdy się latem męczy na swój sposób. Tylko nikt się do tego nie przyznaje. Bo przecież to wakacje. Wszyscy mają wypoczywać.
Życzę wszystkim czytelnikom, by znaleźli swój najlepszy sposób na wakacje. I nawet jeśli humor poprawia wam narzekanie na pogodę, polityków i media – to narzekajcie. Najważniejsze jest przecież to, żeby poczuć, że są miesiące, w których wszystko może się zmienić. Nawet marudzenie.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ekstrasierpc.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz