Zamknij

Czekając na pociąg

05:59, 16.04.2022 . Aktualizacja: 06:02, 16.04.2022
Skomentuj zdjęcie ilustracyjne, fot. pixabay zdjęcie ilustracyjne, fot. pixabay

 

Pewnego pięknego marcowego dnia była awaria na kolei. Pociągi miały koszmarne opóźnienia, część z nich odwołano. Tłumy ludzi utknęły na dworcach. Wśród owych „nieszczęśników” koczujących na peronach znalazłam się też ja. Konkretnie na peronie piątym na dworcu Gdańsk Główny. Kiedy szłam na stację, wiedziałam już, że są problemy, ale z radosną beztroską liczyłam, że akurat mój pociąg go ominęły. Poza tym on miał wyjechać z Gdyni, więc logicznie rzecz ujmując, opóźnienie mogło być parominutowe. W przejściu podziemnym kłębili się zdezorientowani ludzie. Na tablicach informacyjnych wyświetlały się składy, które powinny odjechać około godziny piątej, a była już ósma trzydzieści. Wyszłam na peron. Nawet spokojnie było. Dało się słyszeć kolejne ogłoszenia. Ciekawa rzecz, że opóźnienia pociągu podawano zawsze w minutach. W sumie sto dwadzieścia minut brzmi lepiej niż dwie godziny. Po krótkiej chwili wdałam się w dyskusję z jednym nieszczęśnikiem, który o piątej miał odjechać w kierunku Wrocławia. Zdążył w tym czasie zmarznąć, bo peronu bał się opuszczać na wypadek, gdyby jednak pociąg podstawili. Głos z mikrofonu średnio co dziesięć minut informował o kolejnym opóźnieniu i kazał słuchać następnych komunikatów. Wśród pasażerów krążyły zastraszające wieści. Atak hakerów z Rosji to była jedna z bardziej optymistycznych informacji. W końcu podstawiono pierwsze składy. Mój rozmówca w końcu doczekał się swojego pociągu. Wsiadł i kolejne pół godziny mógł już w cywilizowanych warunkach posiedzieć, bo pociąg utknął tym razem w Gdańsku. Za to ja wysłuchałam komunikatu o opóźnieniu, ale tylko dziesięciominutowym, mojej kolejki. Dziesięć minut nie wieczność, da się wytrzymać. Tym bardziej, że jeden z pasażerów zapewniał z całą stanowczością, że na pewno w Gdańsku Wrzeszczu go zatrzymali i za chwilę wjedzie. Mniej optymistyczna była pani podróżująca do Zielonej Góry, bo jej pociąg też miał na początku tylko dziesięć minut później podjechać. Komunikaty o opóźnieniach ciągle się powtarzały. Ze stacji nic nie odjeżdżało, ani nie podjeżdżało. Dowiedziałam się za to, że mogłabym podróżować pociągiem retro. Teoretycznie, bo tego dnia on też gdzieś utknął. Ludzie ze służb kolei próbowali tłumaczyć, że opóźnienia są w całej Polsce, więc mamy być spokojni. Paniki żadnej nie było, ale opowieści o gorącej herbacie i kawie zaczęły krążyć. Automat z tymi napojami znajdował się na tyle daleko, że każdy miał obawy, czy zdąży wrócić na czas. Jacyś szczęśliwcy wyciągali termosy. Słońce na szczęście się pojawiło, więc trochę cieplej się zrobiło. Pociąg w kierunku Sierpca miał już kolejne dziesięć minut opóźnienia. Na dworcu pojawiła się grupa ukraińskich kobiet z dziećmi. Dopytywały o pociąg do Berlina. Po dłuższej chwili dowiedziały się o opóźnieniach. Ktoś skomentował, że te to dobrze mają, bo za darmo sobie jeżdżą. Popatrzyłam na to „dobrze”. Zamiast walizek torby z dyskontu, dziwnie dobrane ubrania, niespotykanie spokojne dzieci. Posłusznie stały lub siedziały tam, gdzie im kazano. Nie zadawały pytań, nie biegały, nawet z nosami w komórkach nie spędzały czasu. I wtedy pomyślałam, że dobrze to jest mnie. Wiedziałam, że kiedyś ten mój pociąg przyjedzie, wsiądę do niego i pojadę do domu, którego nikt nie zbombardował, gdzie czeka na mnie gorący obiad przygotowany przez mamę i będę mogła sobie zaparzyć gorącej kawy. Dobrze to jest mnie, bo na nogach miałam własne buty, obok stała moja walizka z moimi rzeczami, a w kieszeni miałam bilet do rodzinnego miasta, w którym znajomi nie walczyli o życie i wolność, nie ginęli na ulicach, czy pod gruzami domów. Dobrze mi było, bo rozumiałam, co mówi pani przez megafon, bo mogłam przeczytać na tablicach informacyjnych, że pociąg do Katowic przez Sierpc nie został odwołany. Dobrze mi było, kiedy tylko po 175 minutach opóźnienia mogłam odjechać do domu. Czasem warto sobie zdać sprawę, jak jest nam dobrze…

(.)

redaktor naczelna Ekstra Sierpc Wiadomości Lokalne, mol książkowy, wegetarianka, kocha prokrastynację, od lat związana z TKKF ,,Kubuś", okazjonalnie miłośniczka gotowania i pieczenia, albo gdzieś biegnie, albo pisze

Anna Matuszewska

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%