Ostatnio przyszło mi trochę postać w korku. Remonty na sierpeckich ulicach weszły w fazę, kiedy trzeba blokować częściowo ruch. Stałam więc posłusznie w długiej kolejce samochodów, zastanawiając się, skąd się ich tyle wzięło. Sierpc dużym miastem nie jest, mieszkańców też nie ma jakoś specjalnie dużo, ale za to aut na pęczki. Oczywiście śpieszyłam się, więc zachowanie stoickiego spokoju przychodziło mi z trudem. Pewnie innym kierowcom też, bo co rusz ktoś trąbił. Szczęśliwie udało mi się na miejsce dojechać. Osoby, z którymi miałam się spotkać, też utkwiły w równie ślicznym korku, w innej części miasta i spóźniły się jeszcze bardziej. Mogliśmy zatem spokojnie ponarzekać na stan dróg i na ciągnące się remonty, na brak koordynacji i całą resztę. Zgodnie pokiwaliśmy głowami i sobie nawzajem powspółczuliśmy.
Wtedy przyszło mi do głowy, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nie było korków, dziur, modernizacji jezdni czy poboczy, ba, nawet światła zmieniały się w momencie dojazdu do sygnalizacji. Przecież to byłoby coś strasznego. Szukanie nowych wymówek, by usprawiedliwić spóźnienia, brak możliwości rozładowania stresu przez używanie klaksonu i słów wulgarnych, żadnych komentarzy na portalach społecznościowych, w których można błysnąć wiedzą i inteligencją na temat właściwej budowy dróg. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Internet donosi, że korki mogą w niecodzienny sposób integrować społeczność.
Ponoć kiedyś jakiś skrzypek zaczął grać na swoim instrumencie, bo mu się nudziło, a ludzie wysiedli z samochodów i zaczęli tańczyć. Potem przyjechała policja z zamiarem ukarania skrzypka za tworzenie kolejnego korka, ale mandatu nie dali, bo muzyka im się spodobała.
Czas w korkach można wykorzystywać na milion sposobów, od słuchania książek po zamawianie ubrań i innych niezbędnych rzeczy. Dowiedziałam się też, że są tacy, którzy kochają korki, bo przypomina im to młodość spędzoną w PRL, a dokładnie czasy kolejek po wszystko. Słysząc, że jakiś przejazd jest zablokowany, wręcz pędzą, by stanąć pomiędzy pojazdami i powspominać. Tyle że zamiast za dobrami luksusowymi typu pralka czy baleron, czekają na wolną drogę.
Najbardziej zaskoczył mnie pewien warszawiak, który nie ma prawa jazdy. Stwierdził, że korkom zawdzięcza dobrą kondycję, bo zamiast jeździć jako pasażer w komunikacji miejskiej, uberem czy korzystać z uprzejmości zmotoryzowanych znajomych, biega, ewentualnie chodzi, jeśli przed spotkaniem nie ma możliwości wziąć prysznica. Teraz szykuje się do udziału w maratonie. Bez ciągłych remontów dróg ważyłby już coś około stu pięćdziesięciu kilogramów i nie miał siły butów sobie zawiązać.
I tak sobie myślę, że może te korki to jednak nie taka zła sprawa. Każdy kierowca ma jakąś ciekawą opowieść o tym, co działo się, jak stał i czekał, aż będzie mógł ruszyć. Nie mówiąc o wielkich dziełach, które dzięki dodatkowemu czasowi wolnemu powstały, o wspaniałych pomysłach na spędzenie dnia, nowych przepisach, czy projektach na własny biznes.
Może warto docenić ten chaos, w końcu to on daje nam szansę na drobne przyjemności, jak nieplanowana pogawędka z sąsiadem zza szyby czy dodatkowe chwile z ulubioną muzyką. Bo kto wie, może w tych korkach kryje się jakiś głębszy sens...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz