Od kataru rzekomo się nie umiera, ale kto w dzisiejszych czasach jeszcze wierzy w zapewnienia badaczy, naukowców i służby zdrowia. Zapewne prawdziwe wyniki badań zabierają im tajne służby. Te same, co ukrywają istnienie przybyszy z obcych planet i lewoskrętnie poskręcaną witaminę C z izobaltu, wiecznie zielonego mleczaju, co rośnie wyłącznie w niedostępnych rejonach tundry syberyjskiej i ewentualnie na północnym krańcu puszczy amazońskiej i z pewnością jest doskonałym lekiem na wszelkie dolegliwości, szczególnie na katar. Niestety, znajomości w owych służbach jeszcze sobie nie wyrobiłam, w kręgach mieszkańców tundr i puszcz też się nie obracam, więc przyszło mi cierpieć w niedzielę na katar, który za nic nie dawał się przekonywać, że gardzę jego obecnością i absolutnie nie potrzebuję, żeby mieszał w moim życiu. Widać trafiłam na bardzo odporny na argumenty (czytaj - dostępne w sierpeckich aptekach środki na katar), bo od samego rana marudziłam i narzekałam. Zwykle niezbyt często mi się to zdarza, ale jak człowiek jest chory, ciężko chory na katar, to mu przecież wolno. Całe dwie godziny użalałam się nad sobą, roztkliwiałam nad niedolą, i nawet słońce było powodem, żeby poczuć się jeszcze bardziej nieszczęśliwie. Rekordy chyba pobiłam we wpędzaniu siebie w otchłań przepastną, w której sprawiedliwość nie istnieje. I tak około ósmej rano usłyszałam jadące na sygnale auta. Najpierw machnęłam ręką. Dość często jeżdżą, więc nie ma co wyrywać się z przepaści bezdennej, w jakiej się znalazłam. Ale jechały i ciągle było słychać nowe. I wtedy dotarło do mnie, że taki strażak ma dziś jeszcze gorzej. Ja jednak w ciepłym domu mogłam posiedzieć, poużalać się nad sobą i od innych tego wymagać. A tymczasem, w niedzielny poranek, niektórzy musieli zrywać się z łóżka albo sprzed stołu, albo od kołyski i biec na pomoc innym. A potem jeszcze zakładać te ciężkie stroje i pożar gasić. Spoceni gorzej niż ja. I nawet nikt się nad nimi nie użali, co najwyżej później powiedzą „dziękuję”, chociaż też nie zawsze. Trafią się mądrzejsi i lepiej wiedzący, jak taki ogień się gasi, co swoją „wiedzą” obnosić się potrafią i potrzebują dać upust żółci, która gromadzi się w ich gardle i odciskach na palcach, szczególnie kciukach. Także 120 strażaków zdecydowanie miało gorzej niż ja w ten niedzielny poranek. A skoro już jakąś grupę znalazłam, to uchwyciłam się tej liny i wyruszyłam na dalsze poszukiwania. Wiadomo przecież, że nic tak dobrze nie robi na samopoczucie, jak nieszczęścia innych. Szczególnie te duże. W 748 gminach trwała druga tura wyborów samorządowych, w tym dwóch w powiecie sierpeckim. Mieszkańcy tych to dopiero mieli przechlapane. Po raz drugi w ciągu dwóch tygodni musieli dokonać wyboru. System nerwowy człowieka nie jest przyzwyczajony do takich sytuacji. Dylematów się dużo rodzi. Zdać się na los i pozwolić, żeby inni wybrali, czy jednak na kogoś postawić? A co, jeśli wybór drugiego kandydata czy kandydatki byłby lepszy? Kto pierwszy zrobi obiecaną drogę (kanalizację, oczyszczalnię, szkołę, darmowe obiady dla seniorów, port lotniczy, park z dwustuletnimi dębami —niepotrzebne skreślić)? Raz na pięć lat to można się poświęcić i o takich rzeczach decydować, ale co dwa tygodnie?! To przecież jest ponad ludzkie siły. Zatem od razu lepiej można się poczuć, jak jedyną rzeczą nadszarpującą siły jest banalny katar.
W niedzielę biegali biegacze. Zdaję sobie sprawę, że to odmienny gatunek człowieka (człowieka, nie kosmity, bo znam wielu i wiem, że mają czerwoną krew w żyłach), bardziej odporny na cierpienie, ale też odczuwający ból. A nikt mi nie powie, że po przebiegnięciu maratonu nic nie boli. Więc miałam kolejną grupę, której mogłam współczuć. Na dodatek siódemkę tych, co zmierzyli się z maratonem w Wiedniu, znałam osobiście, zatem użalać się mogłam nad nimi bardziej. Nie żeby potrzebowali, ale tak z odruchu serca osoby, która tych 42,195 km w życiu nie przebiegła.
A jak już włączyłam internet i zaczęłam czytać, co się na świecie wyprawia (atak na Krym, wypadki, dramaty na stadionach piłkarskich, rewolucja na rynku kawy), no to doszłam do wniosku, że jednak muszę jeszcze trochę poczekać z tym zapadaniem w otchłań rozpaczy. Katar nie katar, świat trwa dalej i trzeba mu pokazać, że jednak da się w nim żyć i nawet wydać kolejny numer Ekstra Sierpca, do którego lektury zachęcam.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz