Zamknij

Nauczyciel to ma klawe życie...

23:11, 21.03.2019 Aktualizacja: 23:21, 21.03.2019
Skomentuj

Pracuje 18 godzin w tygodniu, ma wolne weekendy, ferie, wakacje i święta, dobrze zarabia, ma ,,normalną" umowę, może nosić do pracy ładne stroje, bo przecież się nie ubrudzi i do tego ten prestiż społeczny...

 

Ile razy ja to słyszałam... I może nawet bym te bzdury powtarzała. Problem w tym, że pracowałam w tym zawodzie przez pewien czas. Musiałam zrezygnować z przyczyn osobistych, ale nie planuję powrotu, choć pracę z młodzieżą uważam za niezwykłą i bardzo satysfakcjonującą.

Wkurzają mnie te wszystkie komentarze, także na naszym sierpeckim e-podwórku, o tym, jak to ,,nauczyciele mają czelność strajkować, przecież mają dobrze".

 

Więc opowiem wam, jak mają dobrze.

 Osiemnaście godzin tygodniowo to te spędzone ,,przy tablicy", lekcje w klasach. Czasem ktoś ma w planie lekcje dodatkowe, koła zainteresowań. Jako polonista, do tych osiemnastu godzin mniej więcej drugie tyle przygotowywałam się w domu. Współczesne dzieciaki nie są w stanie skupić się na zajęciach, które nie wykorzystują różnych pomocy, e-tablicy, prezentacji itd. A żeby ich użyć, na serio trzeba się przygotować. Ciągłe zmiany programów nauczania z reguły wykluczają gotowce. Nawet jeśli są, trzeba je dostosować, albo najczęściej - robić wszystko samemu, od nowa. Do tego po południu sprawdzanie - klasówki, kartkówki, wypracowania, ćwiczenia i zeszyty. Jakieś trzydzieści procent dzieciaków ma różnego rodzaju opinie o dysleksji, dysgrafii etc., więc po pierwsze - trzeba jakimś cudem ich prace ,,rozczytać", po drugie - indywidualnie ocenić, biorąc pod uwagę wspomnianą opinię. Oczywiście czasami wchodzi w grę wizyta rozjuszonego rodzica, który uzna, że postawiona ocena jest niesprawiedliwa. Nawet jeśli jest najsprawiedliwsza pod słońcem.

No ale dalej w temacie godzin - te wspomniane wyżej to już jakieś czterdzieści, a to dopiero początek. Trzeba wypełniać sterty dokumentów, opinii, planów wszelkiej maści. Ciekawa jestem wyników, gdyby nauczyciel musiał odbijać kartę wchodząc i wychodząc z pracy - jak w korporacji. Obawiam się, że nadgodziny wykończyłyby budżet szkoły w miesiąc. Nie ma tygodnia, by nie było czegoś, co pochłonie klika lub kilkanaście godzin. Bo całodzienna wycieczka (to nic, że planowo tego dnia masz dwie godziny), bo rada pedagogiczna (od godzinki do pięciu), konkurs, egzaminy, obowiązkowe szkolenie, zebrania, dni otwarte, ,,nocowanie" w szkole i moje ulubione - akademie. Do akademii rzecz jasna trzeba zrobić dekoracje, przygotować program artystyczny, występy dzieci, zaprojektować i wydrukować zaproszenia (najlepiej na własnej drukarce i papierze, bo ze szkolnymi bywa różnie).

Nauczyciel ma też przerwy i okienka między lekcjami. Na większości przerw dyżuruje, by dzieciaki nie pozabijały się na korytarzach. Podczas okienek (niepłatnych) jest szansa, że napije się kawy, o ile ktoś nie wlepi mu w tym czasie zastępstwa za kolegę lub koleżankę na L4. W niektórych szkołach podobno nauczyciele otrzymują wynagrodzenie za pojedyncze zastępstwa (tak słyszałam).

XXI wiek to epoka cyfryzacji, która wkroczyła także do szkół - a jak! Z tej okazji dochodzi obowiązek uzupełniania e-dziennika. Fajnie, o ile nie trzeba wypełniać również dziennika papierowego. Nie wiedzieć czemu, wiele szkół potrzebuje obu. Do tego nie w każdej klasie jest komputer i internet. By nie tracić lekcji, e-dziennik zazwyczaj uzupełnia się po pracy. Wpisujemy tam oceny, obecność uczniów, uwagi, usprawiedliwienia. Można korespondować z rodzicami. Ci chętnie jednak wciąż wybierają także kontakt telefoniczny. Współpraca między domem ucznia, a szkołą jest niezwykle ważna - każdy to wie. A że o godzinie 19, 20, albo 21 w niedzielę? Przecież w szkole pracujesz 18 godzin, to czasem nie zaszkodzi odebrać jednego telefonu, dwóch, ewentualnie pięciu.  Sporo uczniów pisze też do ciebie na messengerze. Czasem pytają o lekcje (tak, w tych czasach o lekcje pyta się na messengerze nauczyciela, a nie kolegi), innym razem pytają, co warto przeczytać albo potrzebują po prostu pogadać. Odmówisz?

W ogóle mam wrażenie, że wiele osób zapomina, iż współczesne dzieciaki nie przypominają nas w ich wieku. Rzadko wychodzą na zewnątrz. Ich życie towarzyskie toczy się w ogromnej mierze w Internecie. Jeśli Kaśce było widać majtki na trzepaku, śmiało się kliku chłopaków z podwórka. Pomyślcie, co dzieje się, jeśli chłopaki mogą rozesłać Kaśkowe zdjęcia (a może i filmik) na drugi koniec kuli ziemskiej setce osób w 10 sekund. Wielu rodziców bardzo dużo pracuje - dzieciaki same organizują sobie czas, co często oznacza ślęczenie godzinami z telefonem lub przed komputerem.

Dzieci pochodzą z różnych rodzin. Czasem patologicznych. Bogatych lub biednych. Rodzin pełnych miłości lub przemocy. Niepełnych z różnych powodów. Bywa, że dzieciaki pomagają rodzicom w pracy, np. w gospodarstwie, i nie mają czasu odrobić lekcji. Umielibyście ich wszystkich ocenić jedną miarą? A w jednej klasie takich wrażliwych, wyjątkowych indywidualności jest czasem i 30.

Niełatwo znieść to psychicznie. Zresztą grono pedagogiczne to też często nie jest bardzo przyjazne środowisko. Zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Młody nauczyciel w niektórych szkołach bywa przyjęty bardzo ciepło, w innych przeciwnie - współpracownicy z zadowoleniem obserwują każde potknięcie.

Na wzmiankę zasługują też rodzice. Niektórzy są fantastyczni, kulturalni, pomagają, są po ludzku wdzięczni, że uczysz ich dzieci. Inni cię lekceważą. Bywają roszczeniowi. Nie zawsze są w stanie przyjąć do wiadomości, że ich dziecko robi coś źle, ma z czymś problem. Skoro robi coś źle, to znaczy że to ty nie radzisz sobie w pracy. Nieważne, że ktoś go danych zachowań nauczył w domu.

Wolne wakacje, ferie i święta - czy aby na pewno? Sprawdźcie, ile dyżurów jest w każdej szkole. Gwarantuje wam, że żaden nauczyciel nie leży na plaży na Seszelach trzech miesięcy w roku. Nawet jeśli byłoby go stać... Właśnie - ekstra pieniądze. Jako początkujący nauczyciel po studiach magisterskich miałam coś ponad 1700zł ,,na rękę". Dużo? Niech każdy oceni sam. Im większy staż pracy i stopień zawodowy, tym teoretycznie jest więcej. Problem w tym, że trzeba by do tego czasu przeżyć. I nawet wtedy na Seszele raczej nie wystarczy.

Programy nauczania to kolejny temat, który powoduje zgrzytanie zębów u każdego nauczyciela, rodzica pewnie też. Ciągle coś się zmienia. Niektóre podręczniki są robione naprędce, zawierają błędy. Dzieciaki muszą przyswajać ogromne ilości materiału. Czy im się udało, sprawdzi egzamin. Jeśli pójdzie źle, nauczyciel też odczuje tego konsekwencje. Oczywiście to, że dzieciaki muszą uczyć się rzeczy nieprzydatnych, często jest zarzucane nauczycielowi. Tak, jakby miał na to jakiś wpływ. Często chciałby opowiedzieć o czymś uczniom, zabrać gdzieś, coś pokazać - tylko że wtedy nie wystarcza czasu na realizację programu...

Oczywiście nie można wymagać, nie zaczynając od siebie. Jestem za testami psychologicznymi, które uprawniałyby do wykonywania zawodu nauczyciela. Za mądrymi testami kompetencji. Mnie też uczyli dobrzy nauczyciele i koszmarni. Myślę, że niektórzy mieli problemy psychiczne. Inni byli sfrustrowani. Byli też tacy, którzy nie powinni wykonywać nigdy tego zawodu. Problem w tym, że w szkole nie zostają ci najlepsi. Zostają ci, którzy to bezgranicznie kochają i mogą sobie na to finansowo pozwolić, są wystarczająco odporni psychicznie lub nie mają alternatywy. A wydaje mi się, że nauczyciele przede wszystkim powinni być profesjonalistami, mistrzami w swoim fachu. Kiedy rodzi się dziecko, staramy się przychylić mu nieba. Kupujemy najlepsze zabawki i ubranka. Remontujemy pokoik. Buciki z profilowaną piętką kupujemy skórkowe. Później z mozołem studiujemy składy produktów, które berbeć zje. Czytamy książeczki. Robimy wszystko, by rozwijał się prawidłowo. I dlaczego później nie zależy niektórym na tym, by w szkole te same dzieci uczyli ludzie, którzy są dobrze opłacanymi profesjonalistami?

Problemy narastają od dziesięcioleci, niezależnie od panującej opcji politycznej. Kilka dekad temu zawód nauczyciela cieszył się dużym powodzeniem, był szanowany. O ironio, promocję do następnej klasy można było wówczas otrzymać za mendel jaj, przyniesiony od rodziców z gospodarstwa, albo pomalowanie belfrowi mieszkania. Na lekcji dostawało się linijką po łapach. Czasem ktoś klęczał na grochu za karę. Brzmi jak żart? Jeśli nie pamiętacie tych czasów, zapytajcie starszych. Wykluczone, by takie haniebne praktyki powróciły. Wstyd, że miały miejsce. I niedziwne, że pokolenia wychowywane w takiej szkole wyrażają się o nauczycielach z pogardą. Problem w tym, że obecna szkoła niczym nie przypomina tej sprzed lat, a wszystko przewartościowało się z równą przesadą w drugą stronę. Do braku szacunku dochodzi przeładowanie pracą, sterty papierów do wypełnienia, słabe wynagrodzenie, ciągłe zmiany systemowe, które wprowadzają głównie zamieszanie.

Gdzie w tym wszystkim zostaje miejsce na rozmowę z uczniem? Na indywidualne podejście? Czy da się być dla niego przyjacielem, a nie urzędasem? Da się. Kosztem własnego życia, czasu, rodziny, pieniędzy.

Zawsze można zmienić zawód? Jasne. Ponoć w Biedrze płacą lepiej. Nie potrzeba studiów i w domu zajmujesz się domem, a nie robotą. Nie znam osoby pracującej w szkole, która w którymś momencie nie myślała o rezygnacji. Droga wolna.  

Tylko kto zostanie, by uczyć największy skarb, jaki mamy, czyli nasze dzieci?

 

Piszę to w imieniu tych wszystkich, którzy nie będą strajkowali. Pewnie też bym tego nie zrobiła, pracując jako nauczyciel. Nie będą strajkowali, by dzieciaki nie traciły godzin. Bo i tak są w tyle z materiałem. Bo będą się bali, że dyrekcja obetnie im godziny. Bo nie będą chcieli, by ktoś wiązał ich z jakąkolwiek opcją polityczną. Albo stracili nadzieję, że coś się zmieni. Piszę to jako rodzic, któremu zależy, by ci wszyscy ludzie, którzy wychowują i uczą także moje dziecko, mogli pracować w godnych warunkach, z poczuciem szacunku, za godziwe pieniądze.

filolog-polonista i korektor, mol książkowy, matka-wariatka, niekiedy sprzedawca w sklepie hydraulicznym, chaotyczna i nieperfekcyjna pani domu, miłośniczka zwierząt, pisze, rysuje, interesuje się sztuką i szkłem użytkowym sprzed lat

Natalia Leśniewska

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(6)

JaninaJanina

10 8

Dziękuję pani za ten tekst. Bardzo mądre słowa. 10:18, 22.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

Były-nauczycielByły-nauczyciel

8 6

Kiedyś pracowałam jako nauczyciel biologii i chemii, już nie. Dlatego uważam, że jeśli komuś się nie podoba praca, ale chce pracować to ją znajdzie. Ale żaden z nauczycieli nie pomyślał, że można złożyć masowe wypowiedzenia, tylko lepiej strajkować kosztem egzaminów i przyszłości uczniów, i to jest niby to ich powołanie?! Nie zrezygnują, bo 18h i dwa miesiące wakacji, to za dobre warunki. Wiem że po pracy jest sprawdzenie kartkowek itp, jako były nauczyciel chemii też przez to przechodziłam. Ale ilu nauczycieli mimo to ma czas na korepetycje, z których ma czyste pieniądze dla siebie? I to nie ich nie przeciąża? Skoro podpisali umowę, to powinna ich obowiązywać. Każdy pracownik nie stawiając się w pracy poniósłby konsekwencje więc czemu nie oni? Może postawiliby się w sytuacji osób, które zarabiają mniej, też są po studiach, a muszą pracować, na pewno ciężej niż oni. Ciekawe co by poradzili takiej osobie? Może zmienić pracę? 08:14, 23.03.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

DKDK

1 1

Nie wiem dlaczego Pan zrezygnował? Może dla kasy? Nieważne! Jeżeli Pan zapomniał już o tym, ile naprawdę godzin nauczyciel tygodniowo pracuje, to rozumiem dlaczego Pan odszedł z zawodu.... Są jeszcze pasjonaci, którzy pracują z entuzjazmem, ale niestety przelała się czara goryczy, a jedyną na nią odpowiedzią jest walka o godność zawodową pomiatanego nauczyciela. 18:31, 27.03.2019


..

7 3

Dobry tekst, pisany z punktu widzenia rodzica i nauczyciela. Polecam tym przeciwnym strajkowi zastanowić się, jak bardzo środowisko nauczycielskie musi być sfrustrowane, by decydować się na taką formę strajku. Podobnie jest z zawodami medycznymi. I nie mogę znieść tego, że decydenci grają na emocjach społeczeństwa, zarzucając strajkującym niemoralne zachowania. Hipokryzja do kwadratu. To wieloletnie zaniedbania kolejnych formacji politycznych doprowadziły do strajków kolejnych grup zawodowych. Państwo kartonowo-gipsowe. Nie można oczekiwać dobrej jakości nauczania i leczenia bez właściwych nakładów finansowych. Szczytem bezczelności jest ogłoszenie 500+ na 1-sze dziecko przy jednoczesnym zarzucaniu nauczycielom roszczeniowości i populizmu. Podwyżki dla nauczycieli nie zwrócą się w postaci głosów... Przygnębiające to wszystko. 14:57, 25.03.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

XyzXyz

1 1

Czy jest jakaś miara frustracji, która sprawia, że w danym momencie można już robić wszystko, żeby coś ugrać dla siebie kosztem innego człowieka, a w tym przypadku dziecka?! Jestem przeciwna temu strajkowi, uważam, że rząd mógłby zaproponować podwyżki nauczycielom, ale patrząc na osiągnięcia i wyniki a nie z urzędu, i w zamian za rezygnację z karty nauczyciela. Ciekawe ilu nauczycieli nadal by chciało pracować? 20:05, 26.03.2019


DKDK

1 2

W dychę!!!! 15. 01. 19 r na FB opublikowałem moje spostrzeżenia w tej sprawie, przeczuwając że naszej władzy będzie chodziło właśnie o zdyskredytowanie naszej pracy, co zresztą ostatnio ciągle się dzieje: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2126148167473894&set=pob.100002361939737&type=3&theater Życzę miłej lektury :-) 18:07, 27.03.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%