Zamknij

Jak Niemcy Sierpc opuścili - relacja Stanisława Pilkiewicza

11:34, 12.11.2018 A.M Aktualizacja: 20:38, 11.11.2024
Skomentuj

 

W miesięczniku Peowiak nr 4-5 z 1932 r. ukazał się artykuł Stanisława Pilkiewicza, członka Polskiej Organizacji Wojskowej, który brał udział we wszystkich ważniejszych akcjach na terenie Sierpca i okolic, uczestnicząc w rozbrajaniu Niemców, którzy od 1915 władali naszym regionem.

Wróćmy zatem do tamtych dni.


JAK NIEMCY SIERPC OPUŚCILI - RELACJA 

„O godzinie 10 rano dn. 8 listopada 1918 r. na rynku sierpeckim zatrzymała się biedka, wożąca pocztę między Sierpcem a Bieżuniem. Z biedki w wysiadł ob. Chawłowski, który jako komendant 3-go obwodu był na nocnej inspekcji oddziału P. O. W. w Bieżuniu.

Miasto tego dnia przedstawiało widok niepowszedni. Sierpczanie wylegli na ulicę i zbierając się grupkami, prowadzili ożywione rozmowy, co wskazywało, iż stało się coś niezwykłego.

Do jednej z takich grup, która stała przed magistratem, podszedł ob. Chawłowski. Po krótkiej rozmowie z zebranym i dowiedział się, że z Niemcami widocznie jest źle, gdyż palą akta. Rzeczywiście z komina magistrackiego wylatywały drobne płatki spalonego papieru, co potwierdzało niejako słowa rozmawiających: policja niemiecka musiała niszczyć akta.

Chawłowski, nie tracąc czasu, udał się na ul. Płocką, by się przekonać, czy i „Kreis-Amt“ (urząd powiatowy) również przygotowuje się do wyjazdu. I tu zwęglony papier zdradzał zamiary Niemców. Wracając, zauważył Chawłowski brak wartownika przed budynkami, w których kwaterowało wojsko niemieckie, Na dziedzińcu tłum żołnierzy, wśród których byli i oficerowie, prowadził hałaśliwą dyskusję.

Nagle Chawłowskiego zatrzymuje ob. Chrapkowska, która go zawiadomiła, że jakiś przyjezdny chce się z nim natychmiast widzieć. Był to, jak się okazało, kurjer z komendy okręgu. Czekał na Chawłowskiego w cukierni Tułacza. Wkrótce koperta z rozkazem Komendy Okręgu znalazła się w ręku Chawłowskiego, który z zaciekawieniem, zaszywszy się w kąt cukierni, rozpieczętowywał ją. Rozkaz zawierał ogólne wskazówki co do niszczenia natychmiast połączeń komunikacyjnych. Broń krótka miała być dostarczona później.

Chawłowski ocenił jednak, że wobec poczynionych przez niego obserwacyj instrukcja ta jest niewystarczająca, gdyż zachowanie się Niemców wymagało dalej idących posunięć.

Wezwał więc do siebie trzech gońców i wysłał ich do pobliskich wsi z rozkazem przeprowadzenia tam mobilizacji oddziałów, zabrania ze sobą broni i przeprowadzenia na kwatery do wsi Dąbrówka gm. Borkowo. Komendantowi miejscowemu nakazał zbiórkę alarmową oddziału sierpeckiego na dziedzińcu gimnazjalnym przy ul. Piastowskiej. Sam zaś udał się do prezesa zarządu gimnazjum p. Gurbskiego i uzyskał od niego zezwolenie na zajęcie dwóch izb szkolnych na kwatery.

Po wysłaniu meldunku sytuacyjnego do komendy okręgu i rozkazów do pozostałych oddziałów, Chawłowski podążył na umówione uprzednio spotkanie z ob. ob.: Tucholską i Kubińską , z któremi udał się do więzienia w celu doręczenia paczek aresztowanym peowiakom: komendantowi oddziału Sierpc, Klochowi, i! Stanisławowi Łuczyńskiemu z komendy Lelice. Komendantem więzienia był Polak — Pomorzanin, Kwela, bez zastrzeżeń oddany Niemcom. Nie przeszkadzało mu to jednak podkochiwać się w jednej z towarzyszących komendantowi obwodu peowiaczek. Dzięki temu udawało się miewać częste widzenia z aresztowanymi i doręczać im niekontrolowane paczki, a nawet ,,bibułę“ i korespondencję. Tego dnia widzenie przeciągnęło się do zmroku . Żegnając się z komendantem więzienia, Chawłowski bierze do ręki leżący na biurku komendanta rewolwer „Parabellum“ i oglądając go, wyraża podziw, że jest tak dobrze utrzymany. Kwela wyjaśnia, że otrzymał go za dzielność na froncie zachodnim. Chawłowski wsuwa rewolwer do futerału i mówi w tonie żartobliwym, że broń tę zabiera ze sobą. Kwela zastrzega się, iż jest to dla niego najdroższa pamiątka, jednak w czasie pożegnania zapomniał o żarcie Chawłowskiego i wyprowadza gości na korytarz, życząc im dobrej nocy. Teraz zaczyna trójka peowiacka szybko uchodzić z cenną zdobyczą, obawiając się, by komendant więzienia nie opamiętał się.

Odważnym szczęście sprzyja. Chawłowski posiadł piękne „Parabellum “ z zapasem nabojów. Rozumie się, że nie nocował w domu.

Nazajutrz rano rozeszła się wieść, że garnizon sierpecki w sile dwóch kompanij landszturmu odmówił posłuszeństwa oficerom i wyłonił t. zw. Radę Żołnierską, na której czele stoi górnoślązak Jonasek. Nie zwlekając, Chawłowski udał się do Jonaska i przedstawiwszy mu się jako komendant P. O. W. na powiat sierpecki, zażądał wydania wszystkiej broni, w celu uniknięcia rozlewu krwi wrazie przymusowego rozbrajania.

O godz. 4 Chawłowski udał się ponownie do Jonaska, który miał dać odpowiedź Rady Żołnierskiej na propozycję wydania broni. Na wydanie połowy posiadanej broni godził się, żądając jednak na zakładników: ks. kanonika Melchjora i aptekarza Radomyskiego. Chawłowski domagał się wydania wszystkiej broni, proponując dodanie Niemcom jako eskorty, gwarantującej bezpieczny przemarsz do granicy w Gołębiu, jednego plutonu P. 0. W. pod bronią. Nie mogąc wydać decyzji, Jonasek odwołał się do Rady Żołnierskiej, która miała odpowiedzieć nazajutrz.

Jednakże trzeba było zdobyć choć trochę broni. Zabrano się więc do rozbrajania tajnej policji, urzędników i wreszcie oficerów, których zastano na kolacji w kasynie. Dzień ten przyniósł ponadto poważniejszą zdobycz „wojenną“. A było to tak.

Około jedenastej przed cukiernię zajechał konno właściciel młyna w Borkowie, p. Pryliński. Przywiózł on do Chawłowskiego meldunek, że przed szkołą w Grąbcu zatrzymały się cztery samochody niemieckie. Żołnierze poszli na wieś zaprowiantować się, pozostawiając przy samochodach tylko oficera z czterema ludźmi. Chawłowski natychmiast wysyła do komendanta oddziału w Kisielewie rozkaz opanowania samochodów. Po broń każe mu udać się do przydrożnej wierzby, którą poleca ogołocić z grubszych gałęzi, mających naśladować karabiny. Oddział ma podchodzić do samochodów od przodu tyraljerą i zatrzymać się w takiej odległości, by Niemcy nie mogli odróżnić kija od karabinu. Komendant ma podejść do oficera niemieckiego z peowiakiem, który będzie niósł jedyny posiadany karabin rosyjski bez zamka na gotuj broń, i zażądać oddania broni. Broń tę odnieść do tyraljery, a samochody przeprowadzić do młyna Prylińskiego i zabezpieczyć je wartą w sile 10 ludzi. Niemców puścić do miasta, nie pozwalając im nic zabierać z samochodów. Po obiedzie przed cukiernią zjawił się goniec, uzbrojony w krótki karabin, i zameldował o wykonaniu rozkazu, uwieńczonem zdobyciem 4 samochodów, 15 karabinów i amunicji.

Zjawienie się w mieście cywila, uzbrojonego w niemiecki karabin, wywołało niebywały entuzjazm. Szeregi P. O. W. zaczęły rosnąć. Jeden z nowoprzyjętych spowodował zajście, które na szczęście skończyło się bez ofiar.

Był to syn właściciela pobliskiego majątku. Został przyjęty przez Chawłowskiego zaraz po otrzymaniu meldunku z Kisielewa. Wieczorem brał czynny udział w rozbrajaniu urzędników niemieckich. Po powrocie do gimnazjum, gdzie peowiacy byli skoszarowani, nie zastał komendanta oddziału. Postanowił więc dokonać śmielszych czynów. Zastępcy komendanta, ob. Hurasowi, oświadczył, że z rozkazu ob. Chawłowskiego ma objąć komendę nad oddziałem. Zarządził zbiórkę i udał się z oddziałem pod koszary niemieckie, ustawiając go w dwuszeregu wzdłuż ulicy na wysokości kościoła ewangelickiego z bronią w pogotowiu. Sam zaś zbliżał się do koszar, powiewając białą chusteczką.

Niemcy, zauważywszy uzbrojonych cywilów, zaalarmowali załogę i ustawili karabin maszynowy. Peowiacy zmuszeni byli wycofać się na rynek. Niemcy puścili za nimi kilka salw karabinowych, jednak z powodu ciemności nie wyrządzili szkody peowiakom. Niefortunny dowódca znikł z horyzontu.

Chawłowski, usłyszawszy strzelaninę, pobiegł do koszar, pytając, co się stało. Niemcy byli wściekli. Zjawił się Jonasek, który przywitał go przekleństwami i groźbami. Chawłowski tłumaczył się, jak mógł, twierdząc, że to nie byli peowiacy, tylko jakaś banda, i proponując, by go puścili do straży ogniowej po pochodnie, przy których świetle przeszuka się rynek i pozbiera rannych. Niemcy go uwolnili, z czego skorzystał i udał się do gimnazjum, żeby się przekonać, czy to peowiacy podjęli taką akcję. Dowiedziawszy się, jak się to stało i że nikt szwanku nie poniósł, poszedł po pochodnie, z którem i przeszukano rynek i nikogo, naturalnie, nie znaleziono.

10 listopada zrana Chawłowski przejmował od Kweli więzienie. Towarzyszyli mu: sędzia, burmistrz i komendant policji, tymczasowi członkowie Władz Narodowych, organizowanych przez niego z polecenia Komendy Głównej P. O. W. przed kilkoma miesiącami. Po przejrzeniu aktów zwolniono przedewszystkiem odsiadujących karę za „przestępstwa“ aprowizacyjne, jak również rozkuto i wypuszczono na wolność podejrzanych o zabójstwo szpicla niemieckiego Ukierta: Teodora Sobko, Ukraińca i Wołodię z Astrachania.

Oprócz więzienia, przejęte zostały tegoż dnia: urząd powiatowy, urząd zbożowy, poczta, stacja kolei wąskotorowej, magazyn opałowy, magistrat i kasa skarbowa wraz z gotówką i aktami.

Tegoż dnia, popołudniu we wsi Babieć zatrzymał się tabor niemiecki, złożony ze 150 wozów, a zdążający z Modlina w kierunku Prus Wschodnich. Z tababorem tym przybyło również kilku oficerów w zakrytym samochodzie i pół szwadronu kawalerji. W zamiarze przenocowania Niemcy zajęli kwatery, o czem zaraz doniósł Chawłowskiemu komendant oddziału P. O. W. w Babcu.

Chawłowski postanowił opanować tabor i w tym celu kazał ob. Tułodzieckiem u udać się ze 120 uzbrojonymi peowiakami na wyprawę. Oddział miał za zadanie odciąć Niemcom odwrót tyraljerą od strony Rościszewa, a peowiacy babieccy mieli wówczas skrycie odebrać broń znużonym taborytom i opanować wozy, ustawione w dwa rzędy na skraju wsi, poczem odprowadzić tabor do Borkowa Szlacheckiego.

Kopmanja wyruszyła pod Babieć o godz. 23. W godzinę potem dała się słyszeć silna strzelanina która trwała 15 minut. Nie wróżyła ona nic dobrego, tembardziej, że zapas amunicji nie przekraczał 10 nabojów na człowieka. Okazało się potem, że dodany do pomocy Tułodzieckiemu ob. Melbrud zdołał przekonać go, że tyraljerą należy zająć stanowisko od strony Sierpca i udać się następnie do komendanta taboru z żądaniem oddania broni. Znaleźli go w chacie na skraju wsi. Wyszedł do nich w towarzystwie wachmistrza i zapytał czego chcą. Ob. Melbrud zażądał wydania broni. Komendant wydał okrzyk zdumienia, a wachmistrz wystrzelił z karabina do przybyłych. Tułodziecki i Melbrud nie pozostali dłużni i ranili wachmistrza ciężko, a komendanta taboru lżej.

Strzały zaalarmowały Niemców, którzy nie orjentując się w nocy, co zaszło, poczęli strzelać w górę. Nasza wiara nie mogła wytrzymać, i wkrótce cała tyraljera strzelała. Teraz dopiero Niemcy zorjentowali się, gdzie leżą peowiacy, i zaczęli ich częstować kulkami, wprowadzając do akcji nawet karabin maszynowy. Amunicja peowiacka wkrótce się skończyła, więc cały oddział musiał się wycofać, zajmując kwatery w Dąbrówce. Straty poniósł niewielkie: jeden lekko ranny i jeden (ob. Myśliński) schwytany przez Niemców.

Odgłosy walki zaalarmowały garnizon w Sierpcu. Niemcy opasali kordonem koszary i wystawili na ulcach i na dachach koszar karabiny maszynowe.

W tym czasie jechał na rowerze kurjer z komendy okręgu. Słysząc strzały, ominął pole walki i dotarł do Sierpca, przywożąc Chawłowskiemu plakaty z odezwą Rządu Lubelskiego i nominację na komendanta powiatu. Plakaty zostały natychmiast rozesłane do wszystkich gmin i rankiem już budziły radosny zapał wśród zgromadzonych przed niemi tłumów.

Nazajutrz po awanturze na rynku Chawłowski kilkakrotnie próbował widzieć się z Jonaskiem , lecz ten go unikał. Wreszcie, gdy to się udało, Jonasek kategorycznie oświadczył, że broni nie wyda, gdyż obawia się, że peowiacy nie wypuszczą ich potem żywych z miasta. Wobec braku amunicji pozostało więc tylko wyłapywanie pojedyńczych Niemców na mieście i rozbrajanie ich.

Dn. 11 listopada Chawłowski zwołał do mieszkania p.p. Radomyskich posiedzenie osób uprzednio mianowanych, mających objąć naczelne stanowiska po okupantach. Na zebraniu tem byli obecni: Konarzewski — starostwo, Świerczewski — magistrat, Grzybowski — więzienie, Cybulski — stacja kolejowa, Borucki — policja, rejent Gurbski i prezes miejscowego gimnazjum. Zebrani postanowili przystąpić do urzędowania dopiero po opuszczeniu Sierpca przez wojsko Niemieckie.

Po posiedzeniu zgłosił się rotmistrz niemiecki Krzysztoporski, naczelnik rekwizycyjny przy urzędzie powiatowym, i przyobiecał wydać broń krótką swoich podwładnych. Istotnie 4 rewolwery odniósł ordynans do Komendy Garnizonu P. 0. W.

Tegoż dnia wyjeżdżali cywilni urzędnicy niemieccy za zezwoleniem naszej Komendy Garnizonu. Mimo ich oświadczenia, że broni nie posiadają, pełniący na stacji służbę plutonowy Gumiński w czasie przeprowadzonej rewizji bagażu znalazł kilkanaście rewolwerów, które zabrał Niemcom.

Nazajutrz (12. 10.) o godz. 9 rano wojsko niemieckie opuszczało koszary. Chawłowski, nie rozporządzając amunicją, zmuszony był wypuścić ich z bronią. Zarządził tylko, by straż ogniowa nie wpuszczała nikogo na ulice, któremi maszerowali Niemcy, żeby uniknąć starć.

0 godz. 10 rano odprawione zostało w kościele parafjalnym nabożeństwo dziękczynne, w którem brała udział kompanja peowiaków pod bronią. Podczas „ Te Deum “, oddano trzy salwy ślepakami, pozostawionemi przez Niemców.

Po nabożeństwie utworzył się pochód, który rozwiązał się przed magistratem, poczem kompanja peowiacka odmaszerowała do koszar. Tak się zakończyło panowanie Niemców w Sierpcu.” Stanisław Pilkiewicz

(zachowaliśmy oryginalną pisownię)

(A.M)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%