redaktor naczelna Ekstra Sierpc Wiadomości Lokalne, mol książkowy, wegetarianka, kocha prokrastynację, od lat związana z TKKF ,,Kubuś", okazjonalnie miłośniczka gotowania i pieczenia, albo gdzieś biegnie, albo pisze
Anna Matuszewska
Pewien człowiek, na tyle młody, że jeszcze jest zmuszany przez siły wyższe (czytaj rodziców) do chodzenia do szkoły, zwrócił się do mnie z prośbą, żebym na łamach gazety „użaliła się nad losem tych wszystkich, których pozbawia się prawa do decydowania o sobie, zabiera się wolną wolę i zmusza do barbarzyńskiego siedzenia po kilka godzin na niewygodnych krzesłach w dusznych salach”. Argumenty na poparcie swojej tezy przygotował solidne. W Biblii wyraźnie jest napisane, że kiedy Bóg stworzył człowieka, to dał mu coś bardzo kosztownego - wolną wolę. A dziecko wyboru nie ma. Tylko przymus i przymus. Zawsze pod górkę. W ten sposób, zdaniem małolata, lekceważy się prawo boskie, ale też i prawo ludzkie jest omijane, bo przecież prawo do zdobywania wiedzy nie powinno wiązać się z przymusem chodzenia do szkoły. Tyrada była na tyle długa, że przestałam zapamiętywać kolejne jej elementy. Zaczęłam się natomiast zastanawiać, czy chłopak nie powinien pomyśleć o startowaniu w wyborach. Mówił z takim żarem i pasją, że spokojnie przekonałby do siebie wiele osób, szczególnie jeśli one również byłyby skazane na chodzenie do szkoły. Z dalszego wywodu (trzeba przyznać, że młodzieniec musiał włożyć trochę pracy, by się przygotować) zapamiętałam jeszcze zarzut o wstydzie. Znaczy się my, dorośli, powinniśmy się wstydzić, że w XXI wieku każemy jeszcze biednym dzieciom chodzić do szkoły. Już dawno wymyślono odpowiednie narzędzia i każdy mógłby zdobywać wiedzę na własną rękę. A dorośli są po prostu potworami. Strzygi, wampiry, wilkołaki i co tylko tam sobie można wyobrazić, od pierwszych dni września stoją w progach szkół i przybrawszy ugładzone postacie, uśmiechają się delikatnie, by za chwilę rzucić się z bardzo dużą intensywnością na żer. Wygłodniałe przez dwa miesiące towarzystwo nauczycieli będzie starało się odrobić straty energetyczne. Klasówki, kartkówki, odpytywania pozwolą na uzupełnienie nadwątlonych sił. Rodzice i dziadkowie też wcale są nie lepsi. Z dobrej woli nie pomagają w odrabianiu lekcji, podwożą na zajęcia dodatkowe. Też potrzebują się wgryźć w niewinne szyjki. To dlatego system nauczania w szkołach zmienia się w bardzo powolny sposób. Dorośli żerują na dzieciach, żywią się ich nieszczęściem wywołanym przez łacińskie słówka i datę bitwy pod Kannami. Ukryte w nas demony nie mogą bez tego żyć. „Jesteście potworami” — powtórzył młodzieniec, patrząc mi prosto w oczy.
Nie powiem, wizja, w której wampiry uczą matematyki, strzygi języka polskiego, a demony wf-u wywołała na mojej twarzy uśmiech. I pomyślałam, że absolutnie nie można zmieniać obecnie istniejącego systemu. Skoro wywołuje aż takie możliwości twórcze wśród nastolatków, to musi zostać. Dzieciaki i tak mają lepiej niż my, bo muszą się tylko uczyć, a nie, jak my w ich wieku, kozy pasać, w piecu palić, obiad gotować, latawce sklejać i arkę na wypadek potopu budować. Poza tym każdy małolat wie, że najgorsze w życiu jest pierwsze osiemnaście lat. Później można już, korzystając z wolnej woli, iść do pracy, w której robi się same interesujące rzeczy.
Dobrego nowego roku szkolnego.
redaktor naczelna Ekstra Sierpc Wiadomości Lokalne, mol książkowy, wegetarianka, kocha prokrastynację, od lat związana z TKKF ,,Kubuś", okazjonalnie miłośniczka gotowania i pieczenia, albo gdzieś biegnie, albo pisze
Anna Matuszewska
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz