Czasem życie bywa zaskakujące i można odnaleźć rodzinę, nawet czytając gazetę. Niedługo po pierwszym listopadowym wydaniu Ekstra Sierpc Wiadomości Lokalne skontaktował się z redakcją Jacek Borowski.
Na łamach gazety ukazał się wywiad, który z Wiesławem Borowskim przeprowadził Rafał Dajbor. Jeden z czytelników, poruszony tym artykułem, zadzwonił do redakcji, chcąc poznać jego bohatera. Jak się okazało, byli rodziną. Panowie wcześniej się nie znali. Jacek Borowski postanowił opowiedzieć rodzinną historię, pełną niezwykłych wydarzeń, losów i trudności, jakie spotkały jego przodków, szczególnie dziadka Jana Borowskiego – właściciela młyna w Choczniu.
Jacek Borowski wspomina swojego dziadka z ogromnym szacunkiem i dumą. Jan Borowski był człowiekiem niezwykłym – lokalnym patriotą, który w 1919 roku, podczas wojny polsko-bolszewickiej, stawił się do walki na własnym koniu, z siodłem, karabinem i szablą. W 1926 roku ożenił się z Janiną Jagodzińską, córką właściciela młyna i gospodarstwa w Choczniu.
– Dziadkowie tworzyli wspaniałą rodzinę. Mieszkali w ośmiopokojowym „dworku” i żyli, kultywując tradycje rodzinne, pomagając społeczności lokalnej – opowiada Jacek Borowski. – W 1937 roku przeznaczyli część swojego domu na szkołę, a z turbiny wodnej w młynie udostępniali bezpłatnie prąd dla
mieszkańców.
Rodzinne życie toczyło się w otoczeniu ciepła, patriotycznych pieśni i wspólnych spacerów. Wszystko zmieniło się jednak wraz z wybuchem II wojny światowej w 1939 roku.
Podczas wojny rodzina Borowskich straciła swój majątek. Młyn i gospodarstwo zostały zajęte, a najstarszy syn Jana, Leonard – ojciec Jacka Borowskiego – wstąpił do Armii Krajowej. Jako łącznik przewoził meldunki, ukryte w ramie roweru, na terenie powiatu sierpeckiego. Koniec wojny nie oznaczał końca gehenny.
– Mój dziadek Jan Borowski za pomoc AK i NSZ został skazany na 6 lat więzienia i na 5 lat pozbawiony praw obywatelskich w pokazowym procesie w 1947 roku – wspomina Jacek. – Proces stanowił farsę, na którą „zaproszono” mieszkańców z pobliskich wiosek. Był, tak jak w Mieszczku, sfingowany napad na dom dziadków. Podczas letniej kolacji przez okno wskoczył na stół z bronią mężczyzna, zażądał pieniędzy i kosztowności oraz zakazał zgłoszenia na milicję. Dziadek przyznał się do zarzutów, bojąc się o rodzinę. Przeżył koszmar najcięższych więzień PRL-u, takich jak Wronki, Rawicz i Grudziądz.
Rodzina była szykanowana. Dzieci Jana miały ograniczone możliwości edukacyjne.
– Mój tata i ciocia Zofia mogli ukończyć tylko czteroletnie gimnazja z małą maturą, bez możliwości dalszej nauki w liceum. Jan i Józef zdobywali średnie wykształcenie w innych miastach, Zdzisław służbę wojskową przymusowo odbył w kopalni. Komunistyczne władze skonfiskowały młyn, a ich kamienica w Sierpcu została przymusowo oddana pod kwaterunek.
Jan Borowski, mimo wojennej zawieruchy i powojennych represji, zawsze wierzył w edukację jako fundament przyszłości. W 1946 roku osobiście udał się do Wydziału Oświaty w Warszawie, aby uzyskać zgodę na stworzenie szkoły w Choczniu. Placówka powstała w domu rodziny Borowskich, który wcześniej był ich azylem, a po wojnie stał się miejscem nauki dla miejscowych dzieci.
– W tym domu zaczęła pracować moja mama, Marianna Słupecka, która w 1950 roku, po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Wymyślinie, otrzymała nakaz pracy właśnie w Choczniu – wspomina Jacek Borowski.
Marianna szybko zyskała sympatię zarówno społeczności lokalnej, jak i rodziny Borowskich. Była energiczna, zaangażowana, a dzięki swoim umiejętnościom pedagogicznym została kierowniczką szkoły podstawowej.
– To właśnie tam, w Choczniu, mama poznała mojego tatę, Leonarda Borowskiego. Miłość między nimi szybko zakwitła i wkrótce połączyli swoje losy – dodaje Jacek. — Moja mama do dziś wspomina szczegóły tamtych czasów. Opowiada o szkole, w której przez wiele lat była kierownikiem, o spacerach z pochodniami, tańcach i życiu pełnym wiary w lepszą przyszłość, mimo trudnej rzeczywistości. Pamięta też ślub Wiesława Borowskiego.
Duży wpływ na młodego Jacka miał Jan Borowski.
– Dziadek wrócił z więzienia schorowany, ale zyskał ogromny szacunek społeczności. To on uczył mnie uczciwości, zaradności, majsterkowania, przyszywania guzików, hodowli gołębi, miłości do przyrody. To dzięki niemu zostałem leśnikiem i ponad 39 lat przepracowałem na stanowisku leśniczego w Leśnictwie Urszulewo w powiecie rypińskim, w Nadleśnictwie Skrwilno. Udzielałem się też społecznie, byłem wybierany do władz PZŁ, PZHGP, przewodniczyłem też Związkowi Leśników Polskich przy Nadleśnictwie, byłem radnym VI kadencji Rady Powiatu w Rypinie – opowiadał pan Jacek.
Jan i Janina Borowscy,
Dawna przeprawa przez Skrwę fot. archiwum prywatne
Choczeń, fot. archiwum prywatne
Syn Jana, Zdzisław, odrabiający wojsko w kopalni, fot. archiwum prywatne
Córka Zofia z mężem, Syn Jana, fot. archiwum prywatne
Zdzisław Borowski z harcerkami z Warszawy, które w 1992 r. zwiedzały młyn w Choczniu, fot. archiwum prywatne
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz