Zamknij

Wielkie żarcie

23:46, 23.12.2019 TuBylec Aktualizacja: 23:48, 23.12.2019
Skomentuj

 

Dostałem polecenie, aby napisać świąteczny felieton. No dobrze, prośba to była. Nawet całkiem ładnie wyrażana prośba. Zatem dostosuję się do zaplanowanego stylu i będzie o świętach. Wymuszono też na mnie obietnicę (przekupując dużym kawałkiem sernika i dwoma piernikami), że nie będę narzekał na własną, ukochaną kobietę. Jakbym ja kiedykolwiek narzekał.

W ostatnim czasie doszedłem do wniosku, że jako naród idealnie nadajemy się na cierpiętników. Święta trwają dwa i pół dnia. I w związku z tym od początku grudnia (niektórzy szybciej, ale mniejszość w dzisiejszych czasach nie jest brana pod uwagę) popadamy w jakiś zbiorowy amok, którego nikt nie rozumie i właściwie nie da się tego nikomu wytłumaczyć. No bo i jak. Normalni ludzie, czasem nawet na stanowiskach, czasem nawet wykształceni, niektórzy to nawet wydawałoby się mądrzy, z wywieszonymi językami biegają od sklepu do sklepu. Wielu nawet jeździ samochodami, próbując co pięćset metrów znaleźć miejsce do parkowania. A potem w tych sklepach, z obłędem w oczach, biegają między półkami. Myślę sobie, że tak kiedyś musiało wyglądać polowanie na mamuta. Tylko że zamiast wózków mieli dzidy. Najbardziej mi żal oczywiście mężczyzn. Niektóre kobiety (nie, absolutnie nie moja) mają dziwne zwyczaje i wręczają swoim partnerom karteczki ze spisem rzeczy niezbędnych do kupienia. Pół biedy, jak jeszcze idą obok. Ale jak ich nie ma...

Ostatnio mój znajomy też dostał taką karteczkę. Pokazał mi ją. Ładna, biała. Nawet było wypisane, co w jakim sklepie ma kupić. Spotkałem go w takim markecie. Stał przed półką z przyprawami. Ludzi nie poznawał, bo wpatrywał się w tę kartkę. Kiedy wrzasnąłem mu nad uchem słowa powitania, na chwilę wrócił do normalnego świata. A potem znów zapadł w jakiś stupor. I trwał w odrętwieniu. Pięć minut (patrzyłem na zegarek) zajęło mi wyrwanie go z tego stanu. Szło o to, że na kartce stało jak wół „pieprz”. Wiecie, ile jest rodzajów pieprzu? Ja myślałem, że dwa: mielony i niemielony. Ale się myliłem. Jest czarny, czerwony, zielony (granatowego chyba nie ma, ale upierać się nie będę), średnio zmielony, grubo zmielony, w granulkach, z dodatkiem czosnku i coś tam jeszcze. Doradziłem mu, aby wziął wszystkie. Ale potrząsnął głową. Myślał o takim rozwiązaniu, ale blisko czterdzieści złotych za pieprz spotkałby się z dużą dezaprobatą małżonki. Zastanawialiśmy się więc razem dłuższą chwilę nad tym, który wziąć. W końcu odważył się i zadzwonił. Wyszło, że miał kupić czarny w ziarnkach. Ponad pół godziny kupował pieprz. Ile czasu zajęły mu pozostałe zakupy, nie wiem. Musiałem zrobić swoje zakupy. Na szczęście pieprzu na mojej liście (w komórce wpisanej, a nie na żadnej kartce) nie było.

Po zakupy chodzę ze względu na kolejki do kas. Uwielbiam je. Poważnie. Zawsze staję w najdłuższej. Urodziłem się zdecydowanie za późno. Kiedyś to były kolejki, nie to co teraz. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile pożytecznych rzeczy można się w takiej kolejce dowiedzieć. W tym roku mam już cztery nowe przepisy na barszcz, wiem, gdzie są najlepsze karpie, które mułem nie śmierdzą i kto założył sprawę władzom miasta. Usłyszałem też, że po świętach ma być kolejny koniec świata. Na razie jeszcze nie wiadomo, po których, ale na pewno do niego dojdzie.

Ale wracając do tematu świętowania. Zaczyna się w wigilię. Na stole jest tyle potraw, że z pewnością krzyczy o wcześniejszą emeryturę. Wygłodniali, niewpuszczani wcześniej do kuchni, biedacy z wywieszonymi jęzorami i śliną zalewającą podłogę, wpatrują się w ogrom żarcia. Zanim jednak pozwolą im się rzucić na jedzenie (znaczy się kulturalnie zasiąść i zacząć konsumpcję), to trzeba jeszcze złożyć życzenia. Nigdy was nie zastanawiało, jak smakuje opłatek z keczupem albo musztardą, ewentualnie z majonezem. Mnie zastanawia to za każdym razem. Ale nigdy nie udało mi się spróbować. Zawsze powstrzymywała mnie tajemnicza ręką. Podobno nie wypada.

Wreszcie nadchodzi ten moment. Po miesiącu przygotowań, po tygodniach spędzonych na polowaniach w sklepach, po dniach wypełnionych wielkim sprzątaniem wreszcie można, można się nażreć.

A potem czeka nas cały tydzień prób polegających na oczyszczaniu lodówki, swojej, babci, niezliczonych cioć i znajomych. „Duży jesteś, z pewnością jeszcze możesz zjeść jednego – gołąbka, pasztecika, kawałek serniczka, makowca itp. itd.” A że duży jestem to zjadam. I w tym roku to nawet kilka specjalnych zamówień złożyłem. A, co! Kocham święta!

(TuBylec)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Agnieszka Agnieszka

1 0

Jakby swojego męża czytała :) 02:11, 24.12.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

ha, ha ha, ha

0 0

Po tych kilku dniach to już nawet na jedzenie patrzeć nie mogę, no może na serniczka albo karpia babci Zosi... 23:43, 27.12.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%