Rżana, południca, plonek, zazraki, dziuk podobno pojawiały się na polach, na których rosły zboża. Jedne sprzyjały dobremu plonowaniu i ludziom, inne wręcz przeciwnie. O tym i o wielu innych kwestiach związanych z obrzędowością polskiej wsi można było się dowiedzieć podczas tegorocznych żniw w skansenie.
Tylu turystów jeszcze sierpecki skansen nie gościł. Prawie 9200 osób przyszło zobaczyć, jak wyglądały żniwa jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Niektórzy wspominali, inni ze zdziwieniem obserwowali, jak powstawał chleb.
Snopki i stygi
Na polach dojrzało zboże. Przyszedł czas, by zebrać plony. W skansenie gospodarze wyszli na pola z kosami. Pojawiła się też żniwiarka konna. Gospodynie wiązały kłosy w snopki i ustawiały w stygi. O pomoc proszono turystów, którzy chętnie próbowali.
— Nawet nie sądziłem, że przy tym można się tak zmęczyć. Jak patrzy się z daleka, to wszystko wygląda tak łatwo i prosto. A kiedy trzeba się samemu przychylić i zebrać, to wcale tak łatwo nie jest. Teraz już wiem, dlaczego ludzie tak szanowali chleb — stwierdził młody poznaniak.
Zebrane zboże trzeba było jeszcze wymłócić. Na polu stanęła Warmianka napędzana silnikiem spalinowym, a w stodole młynarza posługiwano się cepami, oczyszczano ziarna w wialni i mielono na żarnach. Można było też obserwować, jak pracuje nowy wiatrak.
Widowisko obrzędowe związane ze żniwami zaprezentował Regionalny Zespół Pieśni i Tańca Boczki Chełmońskie. Były opowieści i wspólne śpiewanie. Głównym punktem widowiska było uroczyste wyjście w pole, żniwowanie z użyciem sierpów i kos, a także wspólne dziękowanie za plony. A później wszyscy z wieńcem dożynkowym przeszli do kościoła, gdzie odprawiono mszę świętą w intencji rolników i w podziękowaniu za plony.
Polnica i przepiórka
Żniwom towarzyszyły różne zwyczaje i zabawy. W sierpeckim skansenie można było poznać wiele z nich. Z zainteresowaniem czytano opowieści o stworach mieszkających wśród zbóż.
— Chciałbym spotkać taką polnicę. Podobno to piękna panna z wiankiem z chabrów i maków na głowie, prawie naga, która jeżdżąc na białym koniu, błogosławiła plonom. I wszystko rosło piękne, a szkodniki uciekały — rozmarzył się jeden z turystów.
Spotkanie z polnicą nie zawsze jednak kończyło się dobrze. Nie można było zapomnieć jej widoku i niektórzy usychali podobno z miłości.
Wiele osób ze zdziwieniem patrzyło na ozdobione ostatnie kilkanaście nietkniętych kłosów. Na Mazowszu ta kępka była nazywana przepiórką. Podczas wicia wieńca dożynkowego żniwiarki związywały ją u góry, a na dole po oczyszczeniu ziemi na płaskim kamieniu kładły kawałek chleba. Dzięki temu chleba miało wystarczyć do kolejnych żniw. Garść pozostawionego zboża była przeznaczona dla przepiórek, które w zbożu gnieżdżą się i żyją.
Po pełnym emocji dniu warto było zajrzeć na kiermasz produktów regionalnych. Można było kupić miody, oleje tłoczone na zimno, spróbować jak smakują konfitury z płatków róż, podziwiać dzieła malarzy i rzeźbiarzy. Kolejki ustawiały się po chleb na zakwasie. Nie brakowało też regionalnych potraw. Pierogi, kluski ziemniaczane, ciasta, kwas chlebowy — czy może być coś lepszego po całym dniu żniwowania?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz