Gdyby ktoś kiedyś chciał sfilmować idealny dzień w Ciechocinku, to mógłby po prostu dołączyć do tej wycieczki. Tylko musiałby mieć dobrą kondycję - taką, jaką mają ćwiczący w grupach Ogniska TKKF „Kubuś”. Nadążyć za nimi nie było łatwo.
Na wycieczkę wybrało się ponad 50 osób z Ośrodka Terapii Ruchowej dla Osób III Wieku i grupy Bądź Fit. Pierwsi po dwudziestu latach wspólnych zajęć znów mieli okazję, by razem poćwiczyć pod tężniami, drudzy zaczynają tworzyć wspólne wspomnienia. Obie grupy nie mogły się doczekać wyjazdu i dokładnie zaplanowały, co będą robić w Ciechocinku.
Ćwiczenia pod tężniami
Zaczęło się niewinnie. Tężnie – wielkie, drewniane, solankowe budowle – a przed nimi grupka ludzi w ruchu. Kto patrzył z boku, mógł pomyśleć, że to jakaś nowa forma tańca nowoczesnego. Ale nie – to po prostu ćwiczenia z oddechem, śmiechem i rozgrzewką dla duszy. Solanka w powietrzu, słońce na twarzy, ciało w ruchu. – Podobnie jak dwadzieścia lat temu, wzbudziliśmy spore zainteresowanie. Teraz jeszcze chyba większe. Nasza ubrana w kolorowe koszulki grupa sprawiła, że kuracjusze zatrzymywali się i przypatrywali, co robimy. Niektórzy dołączali do wspólnych ćwiczeń – opowiadał prezes Jakub Grodzicki.
Kąpiel w solance
Później trzeba było szybko się przemieścić do... Łazienek, czyli do sanatorium. Tam mieścił się basen solankowy pozwalający poczuć, jak to jest zanurzyć się po szyję w słonej wodzie, dużo bardziej słonej niż ta z Bałtyku. Na początku były ćwiczenia poprowadzone przez instruktora. Później przyszedł czas na sprawdzenie, czy faktycznie łatwiej się pływa w takim basenie, jak działają bicze wodne i po co niektórzy wzięli ze sobą okulary. – Słyszałam wiele historii o dobroczynnych właściwościach kąpieli solankowych. Ponoć są dobre na wszystko. Zawsze słuchałam ich z lekkim przymrużeniem oka. Od dziś dołączam do tych, którzy chwalą, że po takim zabiegu nie trzeba używać już żadnych kremów, balsamów i innych mazideł. Mam bardzo suchą skórę i od zawsze ją dodatkowo nawilżam. Teraz, jak wyszłam z basenu, poczułam jak jest cudownie gładka. Kupiłam sól i będę się w niej moczyć codziennie – stwierdziła jedna z sierpczanek. Po kąpieli przyszedł czas na obiad. Nie było osoby, która nie rozpływałaby się nad jego smakiem. Może miała na to wpływ duża dawka ruchu, a może kucharki z sanatorium mają jakieś tajemne przepisy. W każdym razie po posiłku trzeba było dokonać wyboru: muzeum czy fajfy?
Warzelnia soli
Zwiedzanie zawsze jest nieodłączną częścią wycieczek. Nie dziwi zatem, że część osób wybrała się do Ciechocińskiej Warzelni Soli, gdzie od 185 lat niezmiennie, w sposób tradycyjny wytwarza się ciechocińską sól spożywczą. W zabytkowej części mieści się muzeum. Można było zobaczyć wiele eksponatów związanych z warzelnictwem i działalnością uzdrowiskową Ciechocinka, z bliska przyjrzeć się, jak wygląda szlam i ług leczniczy. Uwagę zwróciły też sprzęty do rehabilitacji wykorzystywane w XIX wieku, m.in. aparaty gimnastyczne, zaprojektowane przez szwedzkiego lekarza ortopedę, Gustava Zandera.
– Początkowo myślałam, że to narzędzia tortur. Dużo się nie pomyliłam, to urządzenia z siłowni. Może trochę mniej wygodne, ale atlas czy rowerek stacjonarny rozpoznałam na pierwszy rzut oka – stwierdziła Renata.
Kiedy już miano wychodzić z muzeum, okazało się, że pada deszcz. Jedna z uczestniczek, patrząc na prognozę pogody, wyszła na dwór „uświadomić naturę”, że nie tak miało być. Pomogło. Deszcz ustał od razu.
Taneczne melodie
Ci, którzy nie ruszyli tropem historii, poszli tańczyć na słynnych ciechocińskich fajfach. Dla niektórych była to podróż sentymentalna, dla innych pierwsze doświadczenie z dancingiem wczesnopopołudniowym. Okazało się, że można dobrze się bawić, tańcząc z parasolem w ręku, w rytmach włoskich czy przy muzyce Dj-a. Na każdym kroku można było spotkać kogoś z wycieczki. Niektórzy robili sobie zdjęcia w Parku Zdrojowym z czarnymi łabędziami czy Jasiem i Małgosią. Inni wdychali jod pod „Grzybkiem”. Byli też tacy, którzy sprawdzali godzinę na kwiatowym zegarze, podziwiali piękne kwiatowe dywany czy podążali „Aleją Gwiazd”, odczytując kolejne nazwiska znanych artystów. Po dniu pełnym wrażeń, rozmów i tańców grupa wróciła zmęczona, ale zadowolona.
– Ruch i zdrowie to nie tylko ćwiczenia. To też wspólne przeżywanie, integracja i tworzenie więzi. Wycieczka pokazała, że łączenie pokoleń i grup o różnym stażu naprawdę działa i daje siłę. Składam serdeczne podziękowania dla Powiatu Sierpeckiego, który dofinansował wyjazd – powiedział prezes Jakub Grodzicki.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ekstrasierpc.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz