Marzanna Leszczyńska przeżyła wiele dobrych, ale trudnych chwil. Zawsze walczyła, by być niezależną i silną. Odradzała się jak Feniks z popiołów, aby móc spełniać swoje marzenia i zapewnić najbliższym to, co najlepsze.
Od jak dawna ma Pani własną firmę?
Moją pierwszą działalność gospodarczą założyłam w 1995 roku, czyli już 28 lat temu. Miałam wtedy 21 lat. Byłam pracownikiem Urzędu Gminy w Mochowie. Zarabiałam 550 zł miesięcznie (uśmiech). Z uwagi na fakt, że chciałam skończyć studia i zaciągnęłam kredyt studencki, zmuszona byłam szukać pracy na drugi etat i tak zajęłam się sprzedażą bezpośrednią naczyń. Potem były ubezpieczenia. Był to bardzo trudny dla mnie czas. Praca do piętnastej na etacie, potem dojazdy do klientów. Spotkania czasem kończyły się bardzo późnym wieczorem. Do Urzędu Gminy dowoził nas żuk i bardzo często zdarzało mi się odsypiać podczas drogi zarywane noce. Nie żałuję jednak tamtego czasu. Nauczyłam się wtedy kontaktu z ludźmi, przełamałam swoje bariery strachu. Dzięki tej intensywnej pracy i osiąganiu korzyści finansowych uwierzyłam, że mogę coś osiągnąć, zrobić coś więcej niż tylko spłata kredytu studenckiego.
Czy kolejne lata były już łatwiejsze?
Sporo było jeszcze przede mną. W 1999 roku powstała firma PPHU IZA. Wraz z moim partnerem rozpoczęliśmy działalność w zakresie przerobu drewna i produkcji palet. Ukończyłam kurs samodzielnej księgowej i zaczęłam zajmować się księgowością. Był to też czas, kiedy na świat przyszły córki. No i zaczął się okres ,,na przetrwanie”, związany z prowadzeniem firmy i wychowaniem dzieci. Bardzo pomagała mi rodzina w opiece nad dziećmi. Inaczej nie dałabym chyba rady. Praca niekiedy do trzeciej nad ranem. To z kolei był dla mnie test wytrzymałości. W tym czasie kończyłam też bardzo dużą liczbę kursów doszkalających w zakresie prowadzenia firmy, zarządzania, pisania projektów unijnych i rozwoju osobistego.
Produkcja palet wydaje się bardzo atrakcyjną, szczególnie finansowo działalnością...
Zaczynaliśmy w bardzo trudnych, wręcz prymitywnych warunkach. Nie mieliśmy profesjonalnych maszyn ani środków transportu. Miejscem wykonywania działalności był budynek gospodarczy użyczony nam przez moich rodziców. Bardzo często nazywano nas „stodolarze” z uwagi na miejsce wykonywania pracy. Jednak mnie to nie zrażało. Maleńkimi kroczkami dążyliśmy do rozwoju. W 2004 roku uzyskałam pierwsze dofinansowanie z programu Sapard. Wszystko zaczęło się układać. Zakupiliśmy nowe profesjonalne maszyny do obróbki drewna. Byłam przeszczęśliwa, że w końcu udało się poprawić warunki pracy.
Czy później zaczął się okres rozkwitu?
Niespełna rok później dowiedziałam się, że tracimy kontrakt na dostawę palet, ponieważ nasze kontrakty przejęła firma holenderska. Z dnia na dzień stałam się bankrutem. Pozostał kredyt do spłacenia, brak perspektyw, małe dzieci, stres nie do wytrzymania. Wówczas, na skutek tych przeżyć, przestałam chodzić. Trafiłam do szpitala i tam zaczęła się walka o przywrócenie krążenia w nogach, by bezwład ustąpił. Udało się wrócić do zdrowia. Bezzwłocznie podjęłam działania, by ratować firmę. Dotarłam do przedstawicieli holenderskiej firmy, którzy przejęli nasze kontrakty i po długich negocjacjach udało nam się nawiązać z nimi współpracę. Wspólnie z dwoma innymi podmiotami założyłam spółkę, która miała zapewnić kontynuowanie współpracy z holenderskim holdingiem. Przez 5 lat współpraca układała się dobrze i nagle przeciwności losu spowodowały, że znów nad naszymi firmami zawisły czarne chmury. Po raz drugi stanęłam przed widmem nieuchronnego bankructwa. I faktycznie tak się stało. Straciłam wszystko - firmę, maszyny, dom i poczucie bezpieczeństwa.
A jednak udało się pani znów stanąć na nogi. Dziś ma pani dobrze prosperującą firmę. Skąd wzięła się jej nazwa — Horse?
Takie dziwne, nietypowe, niczym niezwiązane z prowadzoną działalnością. Otóż na skutek zdobytych doświadczeń i kolejnej próby dźwigania się z upadku. Nazwa firmy ma chronić mnie i moją rodzinę przed kolejnymi takimi trudnymi doświadczeniami i jest to taki nasz czarny koń w biznesie, chroniący nas przed kolejnymi nieszczęściami. Poza tym kocham te zwierzęta za ich charakter, mają ciepło w oczach, odwagę, są pracowite i po prostu piękne.
Czym zajmuje się pani firma?
PPHU Horse sp. z o.o. zajmuje się obróbką drewna i produkcją palet do przemysłu chemicznego (polipropylen i polietylen), sprzedażą drewna opałowego. Jest to bardzo trudna gałąź działalności i zawsze uważałam, że są to męskie biznesy. Jednak jeśli ma się chęci, można się wszystkiego nauczyć. I z upływem czasu pokochałam tę pracę. Jednak podjęłam także próbę stworzenia firmy na miarę kobiecych marzeń. I tak od dwóch lat tworzę w Płocku nowoczesny, ciepły, prowadzony na bardzo wysokim poziomie Instytut Piękna Beauty Studio Płock. Każdy szczegół tego salonu ma sprawić, by wszyscy panie i panowie, którzy są na co dzień zabiegani, mogli u nas doświadczyć relaksu, niemalże domowego ciepła i odrobiny luksusu. Tworzę miejsce, w jakim sama chciałabym przebywać, gdzie życzliwość, czystość i dbałość o klienta jest na pierwszym miejscu. Mam nadzieję, że z upływem czasu będzie głośno o tym miejscu i serca naszych klientów będą nam życzliwe, a moje starania zostaną docenione i zauważone.
Czy uważa pani, że kobiety dadzą sobie radę w każdej pracy?
Jestem żywym przykładem, że jeśli ma się tylko chęci do pracy, to można robić wszystko. Zaczynałam od pracy biurowej, jako referent do spraw rady i zarządu, potem byłam przedstawicielem w sprzedaży bezpośredniej, ubezpieczycielem, księgową, prezesem, członkiem zarządu, aż w końcu prowadzę firmę zajmującą się obróbką drewna i prowadzę Instytut Piękna Beauty Studio. A w mojej głowie co jakiś czas rodzą się kolejne pomysły na nowe projekty.
Może pani uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć o najnowszym wyzwaniu?
Najbliższe wielkie wydarzenie to wyjazd naszego zespołu z Instytutu Piękna na wybory miss Queen of Poland w 20-lecie wyborów miss. Jako stylistki będziemy wykonywać stylizację kandydatek na miss, a wszystko będzie odbywać się podczas rejsu pięknym wycieczkowcem przy trzytysięcznej widowni. Nasze prace będzie można obejrzeć podczas transmisji w telewizji POLSAT na przełomie maja lub czerwca. Jest to dla naszego zespołu i dla mnie samej ogromne wyróżnienie oraz zaszczyt uczestniczyć w tym prestiżowym wydarzeniu, które zaczyna się już 10 maja i będzie trwać aż 10 dni. Startujemy z Włoch i codziennie cumujemy na innej wyspie, gdzie odbywać się będą przepiękne sesje zdjęciowe naszych modelek. Nie mogę się już doczekać .
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu własnego biznesu?
Z pewnością dyspozycyjność 24 godziny na dobę. Moja praca nigdy się nie kończy. Ani w weekendy, ani na przysłowiowym urlopie. Kiedy wszyscy idą do domów, zazwyczaj wtedy rozwijam swoje zawodowe skrzydła i pracuję do późnych godzin wieczornych. Ponadto niestety ciągle zmieniające się przepisy prawne i podatkowe robią swoje. Nie ukrywam, że rosnąca biurokracja jest ogromnym obciążeniem. Na koniec zostaje praca z ludźmi. Nieważne, jak bardzo bym się nie starała, jak bardzo chciałabym być sprawiedliwa, we współpracy z ludźmi zawsze znajdą się osoby niezadowolone. Zawsze gdzieś mnie to boli, że nie jestem w stanie zadowolić wszystkich i spełnić wszystkich oczekiwań.
Czym dla Pani jest bycie kobietą?
Kobiecość dla mnie to siła. Nawet mówi się, że siła to kobieta, a ja chyba taka właśnie jestem. Życie doświadczyło mnie wiele razy boleśnie. Ale jestem wdzięczna losowi za te doświadczenia, bo wiem, że dzięki nim właśnie jestem silna. Kobiecość to umiejętność przeżywania wzruszeń, to szczere łzy, śmiech. Kobiecość to też wyrażanie empatii, delikatności i czasem stanowczość.
Bycie kobietą to przede wszystkim bycie sobą. Swoją kobiecość chyba najbardziej wyrażam przez pryzmat bycia matką. Wychowując trzy córki, chcę im przekazać, że zawsze mają dbać o swoje nie tylko zewnętrzne piękno, ale również piękno wewnętrzne.
Czy ma pani marzenie, które chciałaby pani spełnić?
Chciałabym mieć więcej czasu, by móc napisać książkę, swoją biografię. Marzy mi się też stworzenie Zakątku, który zostanie po mnie dla kolejnych pokoleń, gdzie będzie dobra energia, a wszyscy tam przebywający znajdą spokój, ukojenie, wyciszenie i że kiedy będą opuszczać to miejsce, będą już za nim tęsknić.
Czy znajduje pani chwile dla siebie?
To są moje plany na przyszłość (uśmiech). Niby marzę o takich chwilach tylko dla siebie, ale kiedy pojawia się taka możliwość, to zawsze spędzam je z moją ukochaną rodziną. Moje córki, zięciowie i wnuczęta to sens mojego życia. Żyję obecnie dla nich i robię wszystko z myślą o nich. W przeszłości, kiedy dopadła mnie depresja, to dzieci uratowały moje życie. Dziś żyję dla nich, bo żyję dzięki nim. Uwielbiam chwile, kiedy gotuję niedzielny rosół i mogę patrzeć na szczęśliwe twarze moich bliskich.
Dziękuję za rozmowę.
6 0
Miałem przyjemność współpracować z Panią Marzanną z polecenia tych którzy ją znają w dobrym znaczeniu a nie z plotek czy opowieści wyssanych z palca zaślepionych pełnych zazdrości czy zawiści ludzi i jest to uczciwa pełna energii ambicji oraz fantastyczna osobowość pewna siebie kierującą się przez życie zasadami i kochająca swoją rodzinę zawsze skłonna pomagać tym którzy trj pomocy potrzebują...