Komputer w oborze? Jeszcze na początku wieku wydawałoby się, że to niemożliwe. Ale czasy się zmieniają. W niepamięć odchodzą brudne krowy i blaszane wiaderka, do których spływało ręcznie dojone mleko. Automatyzacja i roboty wkroczyły do polskich obór.
Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich, Związek Rewizyjny jest organizatorem kampanii „Mleko — dobry wybór” sfinansowanej z Funduszu Promocji Mleka.
— Mleko i produkty mleczne ze względu na swój skład powinny znaleźć się w diecie każdego człowieka. Od kilku lat realizujemy programy związane z produkcją mleka i wyrobów mleczarskich. Jesteśmy jako Polska dużym producentem mleka. Namawiamy konsumentów, żeby jedli doskonałe polskie produkty mleczarskie — mówi Waldemar Broś, prezes Zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, Związku Rewizyjnego.
Roboty w oborze
Skąd się bierze w naszych domach mleko? Młodsi mieszkańcy miast twierdzą, że z kartonika, który kupuje się w sklepie. Ciut starsi pamiętają z pobytu na wsi obory, w których stały krowy, a rolnik szedł rano i wieczorem z blaszanym wiaderkiem, by ręcznie je wydoić. Niektórzy słyszeli o elektrycznych dojarkach. Dziś krowy dojone są przez roboty.
Jeden z programów w ramach kampanii „Mleko — dobry wybór” został nagrany w rodzinnym gospodarstwie państwa Wilamowskich w Mańkowie, gmina Zawidz.
— Wybraliśmy gospodarstwo państwa Wilamowskich, bo jest nowoczesne, przestrzegające wszystkich procedur, związanych zarówno z uprawą zbóż na paszę, ale i samą produkcją mleka. Produkcja mleka jest tu bardzo higieniczna/ Wybierając to gospodarstwo, chcemy przekonać konsumentów, że od samego początku, od produkcji mleka surowego do przetwórstwa, spełniamy wszelkie kryteria i wymogi związane z bezpieczną produkcją żywności — stwierdził Waldemar Broś.
W gospodarstwie państwa Wilamowskich jest około 180 krów. Cztery lata temu została wybudowana wielostanowiskowa obora.
— Spełnia ona wymogi Unii Europejskiej dotyczące dobrostanu zwierząt. Jest odpowiednia wentylacja i legowiska dla krów. Mamy wydzieloną porodówkę, izolatkę, miejsce dla cieląt. Zwierzęta same decydują o tym, kiedy chcą jeść i pić, kiedy odpoczywać, a kiedy być dojone — opowiadał Wojciech Wilamowski.
W oborze w razie awarii prądu są agregaty prądotwórcze.
Dojenie na żądanie
W oborze w Mańkowie pozyskiwanie mleka odbywa się za pomocą trzech robotów udojowych. Każda krowa ma swój responder służący do identyfikacji oraz przesyłania danych do komputera.
— Krowa, która chce być wydojona, udaje się do robota. Musi przejść przez bramkę segregacyjną. Gdy już zostanie wpuszczona, jej wymiona są czyszczone, a następnie podłączone zostają kubki udojowe. Przez cały czas dojenia czujniki przepływu monitorują ilość mleka. Dzięki temu zapobiega się sytuacji, w której dojarka wciąż zasysa, chociaż w danej części wymienia nie ma już mleka, jak też pozostawianiu mleka w wymieniu w zbyt dużej ilości. Po zakończeniu poboru mleka kubki są zdejmowane, a strzyki wymion dezynfekowane przez spryskanie specjalnym płynem — mówił Wojciech Wilamowski.
W czasie dojenia krowy są dokarmiane paszą w zależności od wydajności mlecznej. Sprawia to, że są spokojniejsze. Mleko pompowane jest do chłodni, tam ulega schłodzeniu. Jest to obieg zamknięty. Z zakładu mleczarskiego przyjeżdża specjalna cysterna i odbiera produkt.
Mimo automatyzacji nadal potrzebny jest człowiek
— Możemy zobaczyć wszystko, co dzieje się w oborze na monitorach komputera. Mamy także aplikacje w komórkach. Kiedy dzieje się coś niepokojącego, system wysyła nam wiadomości. Nie oznacza to jednak, że nas w oborze nie ma. Często bywa tak, że jakąś sztukę trzeba dognać do doju, bo sama do robota nie poszła. Trzeba obserwować stado, czy coś złego się nie dzieje, bo nie o wszystkim system nam powie, a i pogłaskać, poklepać krowę też nie zaszkodzi — powiedział Arkadiusz Wilamowski.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz