Zamknij

„Nie zrobiłam nic niezwykłego. Oddałam tylko szpik”

. 12:05, 04.09.2025 Aktualizacja: 12:09, 04.09.2025
Skomentuj fot. archiwum prywatne fot. archiwum prywatne

 

 

Patrycja Liszewska ma 23 lata, pochodzi z Sierpca, studiuje fizjoterapię. Latem pracuje jako ratownik wodny. Kocha pomagać. Gdy w sierpniu 2023 zadzwonił telefon z Fundacji DKMS, w ciągu kilku sekund podjęła decyzję. Ktoś obcy gdzieś w Polsce potrzebował jej szpiku.

 

Co Cię skłoniło, żeby zostać dawcą szpiku?

Wszystko zaczęło się w szkole. Chodziłam do Leonium. W klasie postanowiliśmy wspólnie zarejestrować się w DKMS jako potencjalni dawcy. Chcieliśmy zrobić razem coś sensownego. Wysłaliśmy e-maila do Fundacji DKMS, która walczy o życie pacjentów z nowotworami krwi i stara się przekonać jak najwięcej osób do zostania potencjalnym dawcą szpiku. Dostaliśmy pakiet rejestracyjny zawierający pałeczki do pobrania wymazu z jamy ustnej oraz formularz do wypełnienia. Odesłaliśmy pocztą na adres Fundacji DKMS. I to wszystko. Nie bolało, nie trwało długo.

 

Czy od początku wierzyłaś, że będziesz dawcą?

Szczerze mówiąc – nie. Jak się rejestrowałam, to nigdy nie pomyślałabym, że faktycznie zostanę dawcą. Bardzo dużo osób się rejestruje, a szanse na zgodność są małe. Ale 27 sierpnia 2023 roku zadzwonił telefon. Byłam w domu, robiłam porządki, a tu pan z DKMS powiedział, że moja genetyczna bliźniaczka potrzebuje pomocy i czy podtrzymuję swoją decyzję o zostaniu dawcą. Nie miałam żadnych wątpliwości. Bez wahania powiedziałam: tak. Przecież zarejestrowałam się właśnie po to. Jak już kiedyś uznałam, że chcę pomóc, to nie mogłam nagle się cofnąć.

 

Jak wyglądała procedura?

Na początku wypełniłam ankietę, potem były badania krwi, później większe badania przesiewowe w Warszawie. Okazało się, że była pełna zgodność. Oddałam komórki macierzyste – nie z kości, tylko z krwi. Dokładniej: procedura ta nazywa się aferezą i polega na tym, że krew jest przepuszczana przez specjalny aparat, który oddziela wybrane składniki – w tym komórki macierzyste – a następnie pozostała krew jest zwracana do organizmu. Wyglądało to podobnie jak zwykłe oddawanie krwi, z tą różnicą, że trwało znacznie dłużej. Pojechałam z mamą do Warszawy, do Centrum Damiana. Oddałam krew i tyle.

 

Czy byłaś gotowa na pobranie szpiku z kości?

Tak, zapytali mnie o to i powiedziałam, że jeśli trzeba – to oczywiście. Jak pomagać, to na sto procent.

 

Jak się czułaś po zabiegu?

Świetnie. Naprawdę. Dostałam zwolnienie, ale już następnego dnia czułam się znakomicie. Miałam tyle energii, że aż trudno uwierzyć. Po prostu byłam szczęśliwa, że komuś pomogłam.

 

Jak zareagowali twoi bliscy?

Byli zaskoczeni. Nikt wcześniej w rodzinie nie oddawał szpiku, więc byłam pierwsza. Rodzice na początku mieli trochę obaw. Wiadomo, rodzice... Jednak po przeczytaniu informacji z DKMS-u, powiedzieli: „Jeśli taka jest twoja decyzja – wspieramy”. Całe życie mnie i siostrę uczyli, że należy pomagać drugiemu człowiekowi, więc nie mogli postąpić inaczej.

 

Dawczynią zostałaś dwukrotnie...

Tak. Dla tej samej osoby. Była taka potrzeba, więc nie było się nad czym zastanawiać. Gdy oddawałam komórki macierzyste po raz drugi dla mojej genetycznej bliźniaczki, wiedziałam już, czego się spodziewać - dzięki czemu stres praktycznie zniknął. Wchodząc ponownie do centrum, wróciły wspomnienia z pierwszego oddania. Towarzyszyła mi ekscytacja i ogromna radość, że znów mogę komuś realnie pomóc.

 

Czy miałaś kontakt z osobą, której oddałaś komórki?

Niestety nie. Wiem tylko, że to pani z województwa mazowieckiego. Ale bardzo chciałabym ją poznać. Dla mnie to taka siostra – mam jedną biologiczną, więc ta byłaby jak bliźniaczka z serca. Jestem gotowa na spotkanie, jeśli będzie taka możliwość.

 

Czujesz się bohaterką?

Absolutnie nie. Nie wiem, dlaczego miałabym o sobie tak myśleć. To był po prostu normalny gest. Komuś trzeba było pomóc – pomogłam. To nie był jakiś wielki czyn. Zrobiłam coś zupełnie normalnego i cieszę się, że dzięki temu czyjeś życie mogło się zmienić. Nie uważam, że trzeba się tym chwalić. Zgodziłam się, aby o tym opowiedzieć, bo chcę, żeby jak najwięcej osób wiedziało o Fundacji DKMS i o tym, że dając tak mało, mogą uratować życie drugiemu człowiekowi.

 

Co powiedziałabyś osobie, która się waha przed rejestracją jako dawca?

Żeby się nie wahała. To niesamowite doświadczenie. Bardzo dobre i głęboko satysfakcjonujące. Wierzę, że dobro zawsze wraca. A jak pomyślę, że gdyby to moja siostra potrzebowała pomocy, to zrobiłabym wszystko, by znaleźć dawcę – to wiem, że rodzina tej pani też miała taką nadzieję. I cieszę się, że mogłam pomóc.

 

A jak wyglądała Twoja współpraca z Fundacją DKMS?

Fundacja się mną opiekowała i nadal utrzymuję z nią kontakt. Od razu po oddaniu szpiku za pierwszym i za drugim razem opiekun z fundacji zadzwonił do mnie, zapytał, jak się czuję. Co jakiś czas otrzymuję pakiet badań do wykonania, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Jest grupa na Facebooku, gdzie dawcy dzielą się swoimi doświadczeniami, wspierają się nawzajem, angażują w różne akcje charytatywne, które promują ideę rejestracji potencjalnych dawców szpiku.

Czy zostałaś uhonorowana za oddanie szpiku?

Tak. Miałam okazję za dwukrotne oddanie szpiku spotkać się z minister zdrowia Izabelą Leszczyną, która wręczyła mi medal i legitymację „Zasłużony Dawca Przeszczepu”. To były miłe chwile, ale jak już powiedziałam wcześniej, nie uważam tego za bohaterstwo. Pomaganie ludziom zawsze było dla mnie ważne i wierzę, że każdy to w sobie nosi. Miałam niesamowitą okazję, by przekonać się, jak to jest móc komuś dać nadzieję na zdrowie.

Dziękuję za rozmowę

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%