15 marca 2023 r. na świat przyszły pierwsze w powiecie sierpeckim czworaczki. Za rodzicami Mariusza, Błażeja, Adasia i Jasia trudny, pełen walki o życie i zdrowie synów rok. Pomimo tego z optymizmem patrzą na świat.
Sylwia i Łukasz Remplewicz długo starali się o dziecko. Kiedy na teście pojawiły się upragnione dwie kreski, młoda mama poszła do lekarza. Było to 26 października 2022 roku.
Podczas badania zapadła cisza. Pomyślałam, że coś musi być nie tak, skoro lekarz milczy. W końcu odezwał się. Zobaczył trzy zarodki, a chwilę później stwierdził, że jednak są cztery. Najpierw uznałam to za żart. Kiedy wiadomość do mnie dotarła, byłam w szoku. Jeszcze w gabinecie ginekologa zadzwoniłam do męża, obawiając się, że mi nie uwierzy, więc chciałam, by lekarz poświadczył — opowiadała pani Sylwia.
Łukasz Remplewicz uwierzył od razu. Chociaż poczuł ciężar odpowiedzialności i „nogi się pod nim ugięły”.
Narodziny czworaczków
W listopadzie młodzi rodzice dowiedzieli się, że na pewno będą mieli dwóch chłopaków. 6 stycznia okazało się, iż cała czwórka maluchów to chłopcy. Przyszła mama czuła się bardzo dobrze. Jeździła regularnie na kontrole. Bez większych obaw pojechała na kolejną 14 lutego.
Okazało się, że natychmiast muszę być przewieziona do szpitala. Przetransportowano mnie do Warszawy do Szpitala Bielańskiego, ponieważ w pobliżu nie było szpitala gotowego na przyjęcie czworaczków. 15 marca stanęliśmy przed wyborem: albo kończymy ciążę, albo ryzykujemy utratę jednego z chłopców. Mąż akurat był w pracy. Podejmowaliśmy tę decyzję przez telefon. Kiedy Łukasz przyjechał do szpitala, chłopcy byli już na świecie – powiedziała Sylwia Remplewicz.
Dzieci urodziły się w 27 tygodniu ciąży. Mariusz ważył 800 gramów, Błażej 860 gramów, Adaś 810 gramów, a Jaś 570 gramów. Trzeciego dnia po porodzie najmniejszy z nich zmarł. Cały czas trwała walka o życie i zdrowie jego braci.
W drugiej dobie po porodzie Mariusz miał wylew do osierdzia płucnego. Lekarze dawali mu zaledwie dwa procent szans na przeżycie. Wtedy ochrzciliśmy go. I stał się cud. Wszystkie parametry zaczęły wracać do normy. Lekarz nas ostrzegał, że to może być tylko chwilowe. Przez trzy godziny modliliśmy się w szpitalnej kaplicy o jego życie. Nasze prośby zostały wysłuchane, synek żyje – wspominał pan Łukasz.
Mariuszek w swoim krótkim życiu przeszedł bardzo wiele. W 17 dobie przeprowadzono poważną operację w związku z perforacją jelit, miał założoną stomię. Wszyscy trzej chłopcy od pierwszych chwil narodzin potrzebowali wspomagania oddechowego, najpierw respirator później CPAP.
Błażej oraz Adam leżeli w Szpitalu Bielańskim. Mariusz przebywał w szpitalu przy ulicy Żwirki i Wigury. Szpitale znajdują się na różnych krańcach Warszawy. Przez cały dzień przemieszczałam się pomiędzy jednym a drugim, żeby chociaż przez chwilę pobyć z chłopcami. Nieustannie towarzyszył mi strach, czy wszystko będzie dobrze. Śmierć Jasia była dla nas ogromną tragedią. Wciąż płynie wiele łez – mówiła pani Sylwia.
Ruszyć z pomocą
W internecie ukazała się informacja o pomocy dla maluchów. Koledzy młodego taty założyli zbiórkę na najważniejsze potrzeby dzieci. Wpłacali znajomi i nieznajomi. To było coś niesamowitego. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pieniądze. Oboje pracujemy, ale są takie chwile, kiedy człowiek myśli tylko o tym, jak pomóc swoim dzieciom. Wszystkie uzbierane pieniądze poszły na chłopaków. Jesteśmy bardzo wdzięczni tym, którzy je wpłacili.
Dziękuję moim kolegom, Rafałowi i Radkowi, którzy założyli zbiórkę — mówi tata maluchów.
Nowe życie w domu
Chłopcy zostali wypisani ze szpitali do domu po 107 dniach od porodu. Cały czas jeżdżą na rehabilitację do Płocka z powodu skrajnego wcześniactwa.
Lekarze twierdzą, że rozwijają się tak, jak powinni, oczywiście jak na swój wiek korygowany, każdy w swoim tempie. Opieka nad nimi do najłatwiejszych nie należy, bo wszystko należy mnożyć przez trzy, ale nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich z nami nie być – powiedziała mama chłopców.
Główny ciężar opieki nad malcami spoczywa na barkach Sylwii. Tata chłopców pracuje dziesięć godzin dziennie. Na zabawę z dziećmi ma głównie weekendy.
Najspokojniejszy z całej trójki jest Mariusz. Błażej szybko przejął rolę przywódcy, a Adaś zawsze pogodny, doskonale odnajduje się między nimi. Potrafią się już sami bawić, chociaż czasem jest trochę niesnasek – mówi z uśmiechem Sylwia.
Młodzi rodzice muszą codziennie rozwiązywać wiele problemów. Jednym z nich są pieniądze.
Nie ukrywajmy, że pieniądze są potrzebne. Nie otrzymujemy na chłopców żadnej zapomogi. 800+ idzie na witaminy, żelazo (mała buteleczka, wystarczająca na cztery dni, to koszt 80 zł) i na mleko. Jeździmy na rehabilitację oraz do różnych specjalistów m.in. m.in. neonatolog, okulista, laryngolog, neurolog, chirurg, kardiolog. Większa część wyjazdów jest do Płocka, ale również jesteśmy pod opieką poradni w Warszawie. Trzeba przystosować mieszkanie. Mamy samochód, ale przydałby się większy. Marzy nam się wyjazd z chłopakami na turnus rehabilitacyjny nad morze. To są oczywiście bardzo ważne rzeczy, ale i tak uważamy, że za nami najtrudniejszy okres i skoro go przetrwaliśmy, to razem, w piątkę, poradzimy sobie z innymi sprawami – twierdzą rodzice.
Podziękowania
Zawsze możemy liczyć na pomoc rodziny, państwa Obrębskich i naszych sąsiadów Agaty i Przemka, TSH Grzegorz Lewandowski w Płocku – pana Grzegorza i jego rodziny. Chcielibyśmy podziękować z całego serca wszystkim wyżej wymienionym oraz wszystkim który przekazali datki na zbiórce internetowej, wszystkim którzy dostarczali ubranka, pampersy, środki do pielęgnacji typu oliwki, kremy. Bez takich osób, które mają wielkie serca nasze życie, byłoby naprawdę trudne – stwierdził tata chłopców.
fot. arch. prywatne
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz