Celina Ruszkowalska z domu Karpińska mieszkała w Żabowie, gmina Zawidz. Dzięki spisanym wspomnieniom przez prawnuka Jacka i pamięci syna Kazimierza udało się zachować fragment historii drugiej wojny światowej widzianej oczyma dziecka.
Celina urodziła się 31 lipca 1931 r. Kiedy wybuchła wojna, miała zaledwie osiem lat. Mieszkała w Żabowie razem z rodzicami Walentyną i Aleksem oraz starszym o rok bratem Gustawem.
— Gospodarstwo kupił mój dziadek po powrocie z Ameryki. Było zadbane. Oczkiem w głowie mojego dziadzi był sad. Bardzo o niego dbał. Ten sad spodobał się Niemcowi, a właściwie Mazurowi polskiego pochodzenia. Podobno to nie był zły człowiek. Ostrzegał często Polaków przed różnymi represjami. Jednak to on i jego rodzina zajęli gospodarstwo mojego dziadka — opowiadał Kazimierz Ruszkowalski, syn Cecylii.
Wysiedlenie
Był poranek, 17 marca 1940 roku. Mroźny słoneczny dzień. Rodzina Karpińskich składała się już wtedy tylko z trzech osób: ojca Aleksa oraz dwójki dzieci: Gustawa i Celiny. Mama Walentyna zmarła na zapalenie płuc.
— Siedząc przy stole, usłyszeli przeraźliwe krzyki dochodzące z sąsiedniego podwórka. Po chwili drzwi ich domu gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął niemiecki żołnierz. Domowników ogarnął strach i przerażenie. Niemiec stwierdził, że wszyscy zameldowani w tym domu zostaną wysiedleni, ponieważ warunki, w jakich żyją, są, jak dla Polaków, zbyt dostatnie. Rozkazał natychmiastowe opuszczenie mieszkania. Kazał im wsiąść do samochodu — napisał na podstawie wspomnień prawnuk Celiny Jacek Jaworski
Popędzana przez hitlerowców rodzina Karpińskich zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała w nieznane.
— Mała Celina przez szparę zobaczyła domy, z wnętrza których wszystko wyrzucono. Nigdzie nie było widać ludzi. Świat wyglądał tak, jakby wymarł. W głowie dziewczynki kłębiły się różne myśli. Czuła strach. Zaczęła myśleć o nieżyjącej mamie. Marzyła, żeby skryć się w jej ramionach i poczuć się bezpiecznie — opisywał prawnuk.
Wreszcie samochód się zatrzymał. Nowy dom rodzina Karpińskich znalazła w Puszczy (dziś gmina Szczutowo). Stary zniszczony budynek, w którym były tylko stół, łóżko i kilka niespecjalnie nadających się do użytku naczyń, stał się ich domem na kilka lat. Uprawiali pole i hodowali zwierzęta, ale większość plonów musieli oddawać Niemcom. Byli wysiedleni jeszcze jeden raz, do wsi Obręb (dziś w gminie Bieżuń).
Widziane w lesie
W 1944 r. Celina wraz z kolegami wybrała się do lasu. Prawnuk zapisał, że „doszli do jakiegoś ogrodzenia, gdzie ujrzeli stosy martwych ciał dzieci, kobiet, mężczyzn. Leżały w dołach. W oddali było widać niemieckich żołnierzy, samochody i wysiadających z nich ludzi. Rozległy się strzały”. Jeden z kolegów, z którymi wybrała się Celina, zaczął płakać. Usłyszał go hitlerowiec. Zaczął strzelać. Nie trafił. Dzieciom udało się uciec. Opowiedziała ojcu, co widziała. Ten był przerażony, że mogła zginąć, krzyczał na nią. Dziewczynka przez wiele nocy budziła się z płaczem.
W 1945 roku rodzina Karpińskich wróciła do Żabowa. Widok był przerażający. Dom całkowicie zniszczony, ziemia porośnięta chwastami leżała odłogiem. Nawet jedno zwierzę z dawnego gospodarstwa nie pozostało. Z trudem i ogromnym wysiłkiem udało się przywrócić wszystko do porządku.
— Później mama poznała mojego tatę. Wzięli ślub. Mieszkali w Żabowie. Na świecie pojawiłem się ja i moja siostra, Krystyna. Gospodarstwo, z którego kiedyś wygnali ich Niemcy, nadal jest w naszej rodzinie. Po rodzicach odziedziczyłem je ja, a niedawno przejęła córka z zięciem. Chciałbym, żeby pamięć o mojej mamie pozostała na długo. Przyszło jej żyć w bardzo trudnych czasach. Przetrwała wiele. Była silną, wspaniałą kobietą — powiedział Kazimierz Ruszkowalski.
Celina Ruszkowalska z domu Karpińska zmarła 1 lutego 2000 r.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz