Zamknij

W deszczu i pod wiatr - wywiad ze Stanisławem Piórkowskim

07:29, 05.02.2019 A.M Aktualizacja: 18:14, 14.02.2019
Skomentuj

 

Rowerowych zapaleńców w Sierpcu nie brakuje. Jednym z tych, którzy od lat przemierzają  trasy na jednośladzie, jest Stanisław Piórkowski. Rocznie na rowerze jeździ ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów, w deszcz, śnieg, po błocie, po górach. Najczęściej sam, chociaż w niektórych wyprawach towarzyszy mu żona, Bogumiła. 

Panie Stanisławie, od lat udowadnia pan, że na rowerze można jeździć prawie wszędzie i w każdej pogodzie. Czy rok 2018 również spędził pan na dwóch kółkach?
Można tak powiedzieć. Bardzo ważnym startem był dla mnie Rajd Wisła, który odbywał się w czerwcu. Już wiosną wyruszyłem na rozpoznanie trasy. Po raz pierwszy był on organizowany i chciałem zobaczyć, jak będzie przebiegał. Miałem już trasę w GPS. Jeździłem pociągiem do Gdańska i wracałem na rowerze. Trasa prowadziła po wałach wiślanych, gdzieniegdzie był asfalt, miejscami tylko wydeptana ścieżka, były też niumby, czyli betonowe płyty. I jechało się, jak kiedyś, autostradą do Berlina, dum, dum, dum. 

Czyli Rajd Wisły to pierwsze zawody, w których pan uczestniczył w ubiegłym sezonie?
Nie, pierwszy był ultramaraton Piękny Zachód. Do przejechania było tysiąc kilometrów. Trasa wiodła urokliwymi drogami przez polskie góry. Jednak to Rajd Wisły był dla mnie wyjątkowy, bo pokonywałem go z żoną. Zaczęło się od jazdy pociągiem. Proszę sobie wyobrazić, że żona po raz pierwszy od ponad 20 lat wsiadła do pociągu. Dojechaliśmy do Wisły. Start rajdu usytuowano w Baraniej Górze, czyli u źródła naszej królowej rzek. Trzeba było do niego dojechać pod górę i to na rowerach. Ale za to na początku zawodów mieliśmy z górki i jeszcze po asfalcie. Później już tak łatwo nie było. Czekały na nas chaszcze, błoto i glina. I tak było dobrze, że nie padało. Ogólnie mieliśmy szczęście, że startowaliśmy jako jedni z ostatnich, więc nie przecieraliśmy szlaku. Pierwszego dzień dojechaliśmy za Kraków. 

Na rowerze udało się jechać przez całą trasę? 
Ależ skąd. Były takie odcinki, kiedy rowery grzęzły w mokradłach albo piasku. Trzy razy spadłem z roweru. Żona również. Śmiała się, że zafundowała sobie kąpiel błotną, jak w spa. W okolicach Sandomierza trzeba było pokonać wzniesienie. Ci, którzy wspinają się po skałkach, pewnie byliby zadowoleni, ale nie rowerzyści. Żona szła sama i ledwie podeszła, chwytając się krzewów. Ja podprowadzałem rowery. Na szczęście nie mieliśmy bagaży. Na górze czekały na nas drzewa wiśniowe z przepysznymi owocami. 

A co z noclegami? 
Zgodnie z regulaminem, nie można było wcześniej rezerwować miejsc noclegowych. Trzeba było zdać się na żywioł. Spaliśmy różnie, u gospodarzy, u starszego małżeństwa. Niezapomniana będzie noc u sióstr zakonnych, w celi. W związku z panującymi tamtego lata upałami, wstawaliśmy o trzeciej w nocy, jechaliśmy do południa. Potem odpoczynek i znów na rower. Musieliśmy trzymać się wyznaczonej trasy, a to oznaczało, że były problemy z zaopatrzeniem. Trzeba było zbaczać z wałów i wracać na nie dokładnie w tym samym miejscu, gdzie się zjechało.  Żona była na drugim miejscu wśród kobiet do końca rzeki Wisły. A później zadzwoniła do córki i ta przestraszyła ją, że do mety jest 40 km. Była prawie dwudziesta druga. Żona stwierdziła, że nie ma już sił i kazała mi szukać hotelu. Straciliśmy godzinę czasu na poszukiwania noclegu. Kiedy nie udało się nic znaleźć, pojechaliśmy dalej. Wyjeżdżamy z lasu i... widać było już Gdańsk. No i wstąpiły w nas siły, dojechaliśmy bezpośrednio do mety, ale wyprzedziła nas jeszcze jedna kobieta. Fajnie, żeśmy razem przejechali ten rajd.

Jeździł pan tylko w Polsce? 
Nie. Trzeci rajd, w którym wziąłem udział, był organizowany przez włoski klub rowerowy. Tu już jechałem bez żony. Trasa wiodła z Włoch do Norwegii. Wszystko trzeba było robić samemu. Podobnie, jak na rajdzie Wisła, tu też musieliśmy trzymać się wyznaczonej trasy. Pierwszy punkt był w Pradze. Najtrudniejszy odcinek czekał na rowerzystów w Polsce, wiódł przez Sudety, Karkonosze. Koło Augustowa złapała mnie nawałnica, grad z deszczem. Przez dwie godziny musiałem stać w sklepie i przeczekać. Przejechałem Litwę, Łotwę, Estonię, a później promem dotarłem do Helsinek. Kolejne trzy dni zajęło mi dojechanie do Mikołaja, czyli Rovaniemi. W Finlandii trzeba było pokonać spore odległości do sklepów, do tego sobota, niedziela, więc nieczynne. Renifery towarzyszyły mi na dalszej trasie. Ostatnie dwa dni dostałem mocno w kość. Minąłem granicę Norwegii z Finlandią i przyszło załamanie pogody. W dzień było cztery, pięć, do dziesięciu stopni na plusie, silny wiatr i jeszcze do tego deszcz padał. Żona i dzieci, którzy byli ze mną w kontakcie, motywowali mnie, żeby jechać dalej.  Czym bliżej było do końca, tym bardziej pod górę. Na ostatnie trzydzieści kilometrów doszła jeszcze mgła. No cóż, to było już koło podbiegunowe. Nie było widać więcej niż 10 metrów. Dojechałem do Nordkapp, byłem szczęśliwy, że dałem radę. 

A jak było z Głodówką?
We wrześniu pojechałem na rajd Hel – Głodówka (koło Zakopanego). Zrobiłem ponad tysiąc kilometrów. W czasie jazdy spotkało mnie kilka przygód. Byłem w szpitalu, bo odwodniłem się. Po jednym z noclegów okazało się, że w hotelu zostawiłem dokumenty. Zorientowałem się dopiero po przejechaniu 25 km. Trzeba było wracać. Tym rajdem zamknąłem starty rowerowe w 2018 roku. Jestem zadowolony. Około 22 tys. kilometrów przejechanych na rowerze. 

A przecież nie tylko jeździ pan na rowerze…
No tak, jeszcze biegam, biorę udział w zawodach nordic walking i kocham też narty biegowe. Na zakończenie roku sprawiłem sobie małą niespodziankę. Zająłem pierwsze miejsce w swojej kategorii w biegu Mikołajów w Toruniu. 

Jaki jest początek tego roku? 
Mam już prawie 700 km na rowerze i zaliczone dwa biegi: Bielan na 5 km i Chomiczówki na 15 km. A co będzie dalej, zobaczymy. 
Dziękuję za rozmowę.

Fot. archiwum S.P.

(A.M)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Brawo StasiuBrawo Stasiu

1 0

Trzymaj tak dalej, podziwiam. 11:56, 10.02.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

EwaEwa

1 0

Jak czytam takie wywiady, to zaczynam wierzyc, że wszystko jest możliwe. Skoro ludzie osiągąją takie rzeczy 00:15, 13.02.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%